Nie uważacie, że w gruncie rzeczy jesteśmy strasznymi hipokrytami? Przecież wrzucamy do internetu posty o tym, jakie to niesiedzenie w internecie jest fajne... Okej, nie chodzi mi o recenzje, ale przyznajmy się - chyba każdy przynajmniej raz w swojej karierze blogera napisał coś w rodzaju apelu do nieczytających "zamknij laptopa, otwórz książkę". Obłuda to jednak chyba ludzkie prawo. Warto jednak wiedzieć, że internety to nie tylko hera koka hasz lsd, ale też coś, co może być naprawdę zabawne - i nie mówię tu o monotematycznych żartach dotyczących seksu. Mam na myśli Niekrytego Krytyka, czyli mojego ulubionego vlogera, dzięki któremu spędziłam godziny trzęsąc się i płacząc ze śmiechu, chwytając powietrze z trudem i znosząc spojrzenia mojej mamy jednoznacznie wyrażające politowanie.
Przedstawienie Maćka Frączyka nie jest trudne. Jest to po prostu trzydziestolatek z dość krzywym spojrzeniem na świat, sporą dozą czarnego specyficznego humoru i dystansem do siebie oraz otoczenia, który znalazł sposób na życie kręcąc filmiki na Youtube. Filmiki, w których ocenia inne filmy i inne rozmaite aktualne tematy, i które mają po kilka milionów odsłon. Tym razem przyszło mu się zmierzyć nie z gadaniem do kamery, a pisaniem. Jak mu poszło?
Przede wszystkim autor mówi z niezwykłą lekkością oraz charakterystycznym dla siebie przymrużeniem oka na wszystko. Jako Polak potrafi mocno hejtować swój kraj, ale umie też pochwalić coś, co jest tego warte. I zaciekawić czytelnika, rozbawić go. Jak to on, nie wytrzyma długo bez sprośnego żartu dla rozluźnienia atmosfery, ale dysponuje też naprawdę dobrymi dowcipami. A czego jak czego - śmiechu Polaczki Cebulaczki potrzebują. Nie wspólnego wieszania psów na czym popadnie, ale właśnie śmiechu!
Widać też, że Frączyk nie pisze dla siebie, a odbiorcy - podobnie zresztą rzecz ma się z jego nagraniami. A to się ceni. Poza tym nie wywołuje on jedynie rozbawienia - potrafi też skłonić czytelnika do spoważnienia. Sporo opowiada o swoich doświadczeniach z młodości; trudzie, jakiego doznał w trakcie wspinania się na swoją pozycję. Porusza wiele bliskim Polakom i - co ważne - młodzieży tematów: hejting, nadużywanie wulgaryzmów, głupota w prowadzeniu lekcji WDŻu w szkole i wiele innych. Nie szczędzi sobie krytykowania ludzi, ale nie omija też siebie. Nie wywyższa się, bo sam coś osiągnął, ale daje dobre rady, jak można pomóc szczęściu.
Dodatkową "atrakcją" mogą być QR kody, które znajdują się w książce i w bezpośredni sposób nawiązują do tematu akurat podjętego przez autora. Skanowanie ich może urozmaicić czas lektury i być szczególną rozrywką dla średnioczytającej młodzieży. Także i ja odebrałam umieszczenie ich z wdzięcznością, ponieważ oglądanie filmów na Youtube przedłużyło mi czas czytania tej - niestety - cienkiej książeczki.
Zeznania Niekrytego Krytyka czyta się z przyjemnością, ale i niejakim zdziwieniem. Okazało się, że facet który do tej pory potrafił jedynie rozśmieszać, umie też powiedzieć coś do rzeczy.
Jestem pewna, że książkę pochłonie każdy - nawet najbardziej zagorzały nolife. Trzeba jednak podejść do niej z dystansem, albo w innym wypadku kupić sobie na zapas maści na ból dupy. Ze swojej strony - cieplutko polecam!
Moja ocena: 7/10