piątek, 22 maja 2015

Kilka (spóźnionych) słów o Warszawskich Targach Książki 2015


Hej hej!


Ostatnie dnie były dla mnie najbardziej intensywnymi (jak na razie) w roku 2015. Próby do poloneza, kościół, szkoła, próby do poloneza, tańce, kościół, szkoła, kościół... Kiedy mam wolną godzinę, od razu idę spać. Jestem przeraźliwie zmęczona, żeby nie powiedzieć - wyczerpana. Jutro też nie napiszę ani słowa, gdyż mam (wyczekiwany!) występ mojego zespołu. Ale przecież nie mogę nie wspomnieć o czymś tak ważnym, jak WTK. Więc, chociaż nie mam czasu na dokładne opisywanie targów, zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć! 

Większość targów spędziłam z (od lewej) Darią, Natalką i Karoliną.
 
Na zdjęciu także siostra Darii :) 

Zgadnijcie, kto jest moją BFF! ♥ 

... I dzięki komu Wydawnictwo Otwarte zarobiło :D


Na chwilę spotkałam się także z Darią, Anką i Gabą.

Blogerskie selfie - wersja 2015



 A co kupiłam? Już Wam mówię.



  • Maybe someday - Colleen Hoover - oczywiście będę czytała razem z Darią w wakacje
  • Księżyc nad Bretanią - Nina George - oby była równie dobra jak Lawendowy pokój!
  • Dla ciebie wszystko - Nicholas Sparks - marzyłam o niej, odkąd zobaczyłam trailer ekranizacji (nie oglądałam jej)
  • Złodziej cieni - Marc Levy - dostałam za darmo przy zakupie Dla ciebie wszystko. Nie znam tej pozycji, ale przeczyta się. Skoro dają, trzeba brać. Prawda? Prawda.
  • Miniaturzystka - Jessie Burton - jak mogłam nie kupić, przeczytawszy uprzednio tyle dobrych opinii?






Do zobaczenia za rok, było świetnie!
Emila

czwartek, 14 maja 2015

"Drwi z blizn, kto nigdy nie doświadczył rany" (Eleonora i Park)

Jeszcze kilka miesięcy temu zarzekałam się, że nie lubię czytania młodzieżówek i nijak nie potrafię się do nich zmuszać. Niedawno zauważyłam jednak, że w ostatnim czasie pochłaniam je w naprawdę dużej ilości (wychodzi na to, że im bardziej jesteś szczęśliwy, tym mniej wybredny). Nie miałam więc żadnej wymówki, żeby nie przeczytać wychwalanej przez wszystkich Eleonory i Parka - i nie omieszkałam tego zrobić, gdy pojawiła się okazja. 

Eleonora jest nowa w szkole. Ubiera się dziwnie, ma wściekle rude włosy i problemy w domu, o których nikt nie wie. Park jest wyśmiewany ze względu na swoje koreańskie pochodzenie, a własny ojciec uważa, że zachowuje się jak baba. Łączy ich siedzenie obok siebie w autobusie, czytane razem komiksy, tak samo słuchana muzyka oraz gorąca - bo pierwsza - miłość do siebie nawzajem. 

Miało być dobrze - i było. Inna sprawa, że "dobrze" znaczy jednocześnie "zupełnie inaczej, niż się spodziewałam". Mam na myśli to, że niejednokrotnie słyszałam, iż Eleonora i Park to przesłodki romans dla młodzieży przypominający Romeo i Julię. Wszyscy wiemy, jak kończy się szekspirowska tragedia, ale nie przyszło mi do głowy, że choć romantyczna, książka będzie też niewiarygodnie smutna już od początku. Chodzi o sytuację domową Eleonory. Nie czytało się o niej ani przyjemnie, ani lekko. Najgorsza jest oczywiście świadomość, że pewnie niejeden czytelnik dzieła Rowell może się identyfikować z życiem Eleonory. Właśnie dlatego czytelnik oddycha z ulgą, kiedy główni bohaterowie wreszcie się w sobie zakochują. Prawdziwe problemy nie znikają, ale odrobinę mniej się liczą. Najważniejsza staje się postępująca relacja nastolatków. Relacja pełna zaufania, niepewności i nieznanych emocji - coś, czego może pozazdrościć każdy rówieśnik pary. Wiem, o czym mówię, bo sama mam 16 lat. 

Eleonora i Park nie różni się specjalnie od innych młodzieżówek. W końcu każda pierwsza miłość jest tak samo urocza, co tragiczna. Okoliczności sprawiają jednak, że obie te jej cechy mogą się nasilić. A to z kolei przyczynia się do tego, że historię Eleonory i Parka czyta się niesamowicie szybko. Sama nie wiem: ze względu na nadzieję, że wszystko skończy się dobrze? A może po prostu dzięki temu, że kiedy napotykasz dobrą książkę, zapominasz o świecie prawie tak bardzo, jak kiedy zakochujesz się po raz pierwszy? To jednak musicie sprawdzić już sami. Przeczytajcie Eleonorę i Parka, na pewno nie pożałujecie!

środa, 13 maja 2015

I ain't missing you at all (Tęsknię za tobą)

Thrillery mają w sobie to szczególne coś, które ciągnie mnie do siebie niezależnie od tego, że na co dzień przywykłam raczej czytać romanse. Oczywiście najlepszym przykładem rzucającego na kolana przedstawiciela tego gatunku jest seria Millenium Larssona, która przewyższa pod każdym względem większość książek powstałych kiedykolwiek na tej planecie (i wcale nie rzucam słów na wiatr!), ale moje serce zdołało sobie zaskarbić także kilku innych autorów. Jeśli chodzi o słynnego Harlana Cobena, to niejednokrotnie miałam możliwość czytania jego dzieł, ale jakoś z niej nie korzystałam. Aż do momentu, kiedy jedno z owych dzieł przypadkiem pojawiło się w moim domu, a wraz z nim pytanie: czy ktoś chce oddać mi inne książki Cobena?

Przyjaciółka Kat - nowojorskiej detektyw - zakłada jej konto na portalu randkowym. Kobieta trafia na nim na profil swojego byłego narzeczonego - Jeffa, który porzucił ją 18 lat wcześniej, i którego wciąż nie przestała kochać. W tym samym czasie o rozmowę prosi ją nastolatek, który twierdzi, iż Jeff porwał jego matkę. Kobieta nie chce mu wierzyć, ale rozpoczyna śledztwo, jednocześnie tropiąc prawdziwego zabójcę jej ojca. Czy zbrodnie są ze sobą powiązane?

Mimo że to moja pierwsza powieść Cobena, to nie miałam żadnego problemu z przywyknięciem do jego stylu pisania. Fabuła jest przejrzyście przedstawiona, dialogi nieskomplikowane i pełne humoru, a wątki ściśle ze sobą zazębione. Tęsknię za tobą czyta się błyskawicznie jeszcze nawet przed wciągnięciem się w wątek porwania matki Brandona. Wszystko dzięki świetnej kreacji głównej bohaterki, która zmaga się z widmami przeszłości w postaci dawnego ukochanego i pozornego mordercy jej ojca. Kat jest niesamowicie prawdziwa, a przy tym sympatyczna. Nie sposób nie kibicować jej w prowadzonym śledztwie. 
Wątki kryminalne, wbrew rekomendacjom na okładce, niestety nie wniosły jednak niczego nowego do świata literatury. Nie wyróżniają się specjalnie od przestępstw w innych thrillerach, z tą różnicą, że z jakiegoś powodu dzieło Cobena czyta się lepiej, przyjemniej i szybciej. Poza tym, jak wspomniałam, nawet jeżeli bez powiewu świeżości, wciąż są mistrzowsko skonstruowane - a to wystarczająco dużo, aby nazwać książkę bardzo dobrą. 

Z przyjemnością przeczytam dalsze książki Harlana Cobena, kiedy tylko będę miała taką możliwość. Nie wątpię, że podobnie jak Tęsknię za tobą, będą to spójne, śmiałe i intrygujące thrillery - ostatnie, którym można by powiedzieć "wcale za wami nie tęsknię". Polecam!

wtorek, 12 maja 2015

Wszystko na jednej szali (Niepokorna)

Czy zdarza Wam się myśleć, że wszystko idzie za gładko, kiedy jesteście szczęśliwi? Że wszystko może w każdej chwili runąć?

Tak właśnie czuje się Kiera Allen - czy też, przynajmniej w jej sercu: Kyle. Jej miłość z Kellanem jeszcze nigdy nie była tak prawdziwa i namiętna, ale ma też swoją cenę. Wytwórnia zaczyna stawiać trudne do spełnienia warunki, a jej mężczyzna zyskiwać międzynarodową sławę. Czy zakochani wytrzymają tempo? Przecież miłość zwycięża wszystko, prawda?

Jak już wiecie, poprzednie dwie książki poświęcone Kierze zrobiły na mnie niemałe wrażenie. Z jednej strony wydawały się nieskomplikowane i przewidywalne, ale z drugiej pokazywały, że nie sposób się od nich oderwać. Wszystko dzięki nieodłącznym w książkach Stephens muzyce, emocjom oraz intrygom - słowem niezbędnym aspektom dobrej literatury. W Niepokornej nic się pod tym względem nie zmienia. Chociaż 650 stron książki może przerażać (w normalnych warunkach pewnie czytałabym ją miesiąc), to w praktyce przypomina raczej 150 stron. Zwieńczenie serii pochłonęłam zaledwie w pięć dni, jednocześnie normalnie chodząc do szkoły!

 Nie jest też tajemnicą, że nic nie sprawia większej frajdy, niż czytanie o prawdziwej miłości. Ta Kiery i Kellana okazała się być świetnym jej przykładem. Powieść niejednokrotnie wzrusza, przyspiesza bicie serca i doskonale odzwierciedla nasze skryte marzenia. Jakkolwiek w pierwszej i drugiej części czytelnika miejscami mogły irytować jej negatywne elementy - na przykład stale obecna zazdrość, tak tutaj systematycznie one zanikają. Nawet Kiera w końcu przechodzi przemianę i przestaje drażnić swoją nieśmiałością i brakiem pewności siebie! Niestety w zamian pojawia się wątek symbolicznego małżeństwa i idące za nim zwracanie się do siebie "mężu" i "żono" przed faktycznym ślubem. Jednakże jest to jedyna wada i w większej perspektywie oczywiście nie przeszkadza w swobodnej lekturze.

Na serię poświęconą Kierze i Kellanowi trafiłam przez przypadek, jak się okazuje z obecnego punktu widzenia - bardzo szczęśliwego. Cieszę się, że miałam szansę poznać tak wciągającą historię. Gorąco polecam ją wszystkim tęskniącym do dobrej odskoczni od rzeczywistości fanom muzyki rockowej! 

Za możliwość poznania zakończenia losów Kiery i Kellana, 
serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat!