Pamiętam, że kiedy skończyłam czytać Hopeless, miałam wielką ochotę na drugą część. Wcale nie przeszkadzało mi, że książka nie wycisnęła ze mnie łez i nie złamała mi serca - historię Sky i Holdera czytało się dość dobrze, a to wystarczyło. Zastanawiałam się jednak, o czym może owa kontynuacja opowiadać - przecież wszystko zostało już powiedziane, a każdy wątek zakończony.
Cóż, moje rozmyślania okazały się niebezpodstawne. To właśnie element zaskoczenia jest najmocniejszą stroną Losing hope!
Znacie już przebieg losów Sky i Holdera, prawda? Poznaliście już ich poruszającą przeszłość. Na pewno byliście wzruszeni jej nieubłaganymi skutkami i oddaliście serca sympatycznej i dzielnej Sky. Może stała się Waszą ulubioną bohaterką? A może czuliście, że jest Wam bliska jak siostra?
Czy jednak nie chcielibyście pokochać także równie mocno męską postać - Holdera? Do tej pory nie mogliście tego zrobić. Po prostu go nie znaliście. Nie mieliście prawa, jeśli nie przeczytaliście jeszcze Losing hope.
Druga część Hopeless to ponowne przeżycie dramatycznej historii dwojga nastolatków, tym razem z perspektywy Deana. Nie miałam o tym pojęcia. Nie spodziewałam się nawet zmiany narracji, a cóż dopiero tak niebanalnego zabiegu. Jeśli mam być jednak szczera, to o wiele lepszy niż on sam jest sam moment zdumienia. Przede wszystkim czytelnik przeżywa ogromne, dezorientujące uczucie deja vu. W Losing hope nie może być też mowy o dynamice akcji czy jakimkolwiek zaangażowaniu odbiorcy w nią, ponieważ znany jest już cały jej przebieg. W pierwszej części było zupełnie inaczej: tam, nawet jeśli byłam świadoma, że nie potrafię zakochać się w losach nastolatków, to jednak przeżywałam je razem z nimi. Tutaj czytałam płynnie i z przyjemnością, ale jednak machinalnie. Losing hope jest uboższe od Hopeless nie tylko o całą gamę różnych emocji ukrytych między kartkami, ale także o zawarte w nich życie. Abstrahując już jednak od czytelnika i obu książek, to przez znaczną część lektury, poważnie zastanawiałam się nad tym, jak Colleen Hoover mogło się chcieć pisać niemal identyczną książkę? Skoro dość nudne było samo czytanie jej, to jakież musiało być jej pisanie?
Dużym plusem kontynuacji książki Hoover jest natomiast kreacja postaci Holdera - o wiele dokładniejsza niż w pierwszym tomie. Skupiamy się już nie tylko na postępowaniu Deana, ale także na jego uczuciach i myślach. Uważam, że jest to miły i wrażliwy chłopak, który niestety nie ma raczej szansy istnienia w realnym świecie... ale czyta się o nim przyjemnie. Dodam, że jakkolwiek jego działania w Hopeless wydawały się dziwne, to teraz takie stały się ruchy Sky. Uwierzcie, że wszystko zależy od punktu siedzenia! Poza tym mamy okazję poznać trochę bliżej wątek bliźniaczki Holdera - Les, a także przeczytać jego listy pisane do niej, już po jej śmierci. Listy są w Losing hope jedynym aspektem nieznanym czytelnikowi z poprzedniej książki, więc nietrudno się domyślić, że niewątpliwie staną się ulubionym elementem drugiej części wielu czytelników - na przykład moim.
Losing hope jest książką nienaganną i pomysłową, ale niestety wyjątkowo niedynamiczną. Stanowi rewelacyjne dopełnienie Hopeless, ale nic poza tym. Z mojego punktu widzenia nie ma szans, aby ponownie zdołała złamać Wasze serca - może co najwyżej przywrócić wspomnienie tego uczucia. Ale - kto wie? Chyba warto spróbować. W najgorszym wypadku poznacie bliżej naprawdę czarującego chłopaka. Nie macie nic do stracenia!
Chętnie bym przeczytała, ale jakoś mi jeszcze nie wpadła w ręce. "Hopeless" polubiłam bardzo, niezwykle odświeżająca lektura, która wciągnęła mnie na parę godzin, więc pomimo pewnych obaw, poznam "Losing Hope". :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Twoją opinią. Książka jest okej, ale nie porywa.
OdpowiedzUsuńOd dawna zabieram się do książki, jednak jakoś nie mogę zacząć jej czytać. ie wiem dlaczego. Hopeless bardzo mi się spodobało i uwielbiam Holdera więc wypadałoby przeczytać "Losing Hope".
OdpowiedzUsuńNieznaną czytelnikowi jest również końcówka. ;) Kilkanaście stron, ale jednak. :P Obie książki mi się podobały i traktowałam je jako całość. Podobały mi się emocje, jakie kierowały bohaterowie, ale fakt, czytanie Losing hope nie było potrzebne, doskonale pomogłam pozostać przy jednej i nic by się nie stało, ale chciałam poznać inną perspektywę. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mam nadzieję, że moje oczarowanie "Hopeless" będzie pomocne w czytaniu drugiej części, ponieważ dynamika w książkach jest dla mnie wręcz kluczowa. Czasem jednak zdarzają się wyjątki i liczę, że taki przypadek tutaj nastąpi, bo bardzo chcę przeczytać tę powieść. :)
OdpowiedzUsuńCiekawym zabiegiem byłoby najpierw przeczytać Losing Hope, a dopiero potem Hopeless... Szkoda, że nie można wymazać z pamięci fabuły obu książek ;_; O tak, kreacja Holdera to już jeden przeważający argument, dlaczego warto sięgnąć po Losing hope - a listy są genialnym dopełnieniem całości :D
OdpowiedzUsuń"Hopeless" skradło moje serce, więc i po "Losing Hope" sięgnę z wielką przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńMnie pierwsza część nie oczarowała tak bardzo jak resztę ludzkości, więc tej jeszcze prędko czytać nie będę :)
OdpowiedzUsuńNie potrafię się przełamać i zacząć czytać tę książkę. Być może jednak nie dla mnie...
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/
Och co za wspaniala osoba pożyczyła ci tą książkę? Och.. :D
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że mam podobne odczucia, książka jest napisana świetnie, ale niestety po Hopeless nieco nuży.
OdpowiedzUsuńCzuję się jakbym była jedyną osobą, która jeszcze nie zapoznała się z twórczością Hoover...
OdpowiedzUsuńNigdy nie czytałam nic tej autorki. Jak na razie jakoś mnie do niej nie ciągnie, ale jak nadarzy się okazja i przypadkowo w bibliotece spotkam pierwszy tom tej serii to z pewnością wypożyczę.
OdpowiedzUsuńhttp://book-please.blogspot.com/
Ciągle mam w planach 1. tom, jednak brak czasu mnie nie opuszcza...
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale bardziej spodobało mi się właśnie "Losing Hope"
OdpowiedzUsuńksiegoburza.blogspot.com
świetny blog! Cudownie piszesz!
OdpowiedzUsuńObserwuję i liczę na rewanż
www.zakladkaa.blogspot.com
Mam w wielkich planach i mam nadzieję, że niedługo dorwę tę część, bo "Hopeless" bardzo mnie wciągnęło, zatraciło w sobie oraz po prostu zaszokowało :)
OdpowiedzUsuń