sobota, 30 marca 2013

Powiem wam, jak zginął

Dwóch naukowców wraz z żonami, służbą i ogrodnikiem mieszka na odludziu. Podejmują właśnie gościa -amerykana reprezentującego jeden z wielkich koncernów pragnących zwerbować chemików w swoje szeregi. Dosyć niecodzienny widok, nieprawdaż? A żeby było ciekawiej.. do Scotland Yardu dociera list informujący o niebezpieczeństwie grożącym dwójce naukowców...

Choć to pierwszy tom opowiadający o dokonaniach pisarza-detektywa, to przeczytałam go dopiero teraz, jako siódmą książkę serii. A jak to w seriach często bywa, pierwszy tom jest najsłabszy. Oczywiście może być też najlepszy. A jak ja odebrałam pierwszą przygodę kryminalną Alexa?

Maciej Słomczyński jak zwykle stworzył doskonałą scenerię miejsca zbrodni: odludzie, zacieśniony krąg podejrzanych. Ponadto każdy z nich jest doskonale wykreowany - ma swoją osobowość, historię, ewentualny motyw. 

Zabójstwo, które siłą rzeczy będzie tutaj głównym wątkiem na którym opiera się cała fabuła, nie jest jedynym aspektem tej książki. Spotykamy się również z zagadnieniami takimi jak wojna, czy - obowiązkowo - miłość. Być może dla niektórych będzie to wadą; ja jednak nie odebrałam tego w ten sposób.
"Nagle roześmiała się. - Ale z nas kłamcy! Przecież człowiek przez całe życie, od chwili kiedy zaczyna rozumieć, do chwili kiedy przestaje czuć, widzieć i słyszeć, nie robi nic innego, tylko szuka miłości!" 

Autor bawi się z czytelnikiem przebiegle zrzucając podejrzenia na wszystkich po kolei.
W nieodzownym momencie przesłuchań pojawiła się sytuacja, w której kilku podejrzanych przyznaje się do winy.  Okazuje się również, że wszyscy domownicy widzieli zmarłego, po czym odchodzili bez słowa. Mało tego, wszyscy się do tego przyznali - a przecież przy tak małym gronie potencjalnych zabójców powinni starać się załatwić sobie jak najlepsze alibi. Przyznam, że jeszcze nigdy nie spotkałam się z czymś takim. 

Pan Maciej zostawia po drodze wszystkie niezbędne poszlaki, ale te zbędne niestety też. Można nieźle się namęczyć, próbując odkryć tożsamość zabójcy. Rozwiązanie jest natomiast tak proste, że wręcz bezsensowne. Szkoda, że po raz kolejny nie udało mi się odkryć tej grzesznej persony. 

Po raz kolejny ukazał się komizm sytuacyjny w postaci zawodu Alexa - Joe Alex (Maciej Słomczyński) pisze o Joe Aleksie, który również pisze o Joe Aleksie (mam tylko nadzieję, że "prawdziwy" Alex nie pisał z przymusu, by zarobić - jak ten książkowy ;) ). Na przykład - pierwszy rozdział nosi nazwę "Przed uniesieniem kurtyny". W pewnym momencie podczas akcji książki Joe siada do maszyny i czując twórczą wenę nadaje rozdziałowi pierwszemu tytuł "Przed uniesieniem kurtyny". Jedno w drugim. Jeśli chodzi o ten pomysł, Słomczyński jest niezaprzeczalnie mistrzem!

Jedynym rzucającym się w oczy mankamentem jest długa nieobecność trupa. Pojawił się on dopiero w połowie książki, także dopiero wtedy akcja zaczęła nabierać tempa. Przyznaję, że wolę, kiedy morderstwo zostaje popełnione na początku, a nawet zupełnie od początku - jak to było np. w "Jesteś tylko diabłem". 

Nie jest tajemnicą, że nie jestem wielką fanką kryminałów. Jednak te autorstwa Alexa mają w sobie to coś
Do ukończenia serii został mi tylko jeden tom. Myślę, że nie ma potrzeby zapewniać nikomu, że kiedy tylko opublikuję tego posta, zabieram się za ten tom.
Serię o Joe Aleksie polecam wszystkim - fanom kryminałów czy nie. 
"Powiem wam, jak zginął" oceniam na 7/10. 

Wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu -> 1,7 cm

sobota, 23 marca 2013

Requiem

Walka. Zapewne dla większości pierwszym skojarzeniem będzie tu wojna, bitwa. Jednak kolejnym może być już ciężki przeciwnik, jakim jest życie. Bo przecież całe życie to ciągła walka - głównie o zaznanie szczęścia, ale też o własne przekonania, czy.. możliwość wyboru. A w dwóch ostatnich przypadkach walka ta nie zawsze musi mieć tylko charakter przenośni..

Ruch oporu rośnie w siłę. "Zombie" też nie dają o sobie zapomnieć. Odmieńcy nie są już tylko stworami z legend, wobec czego trzeba ich pozabijać. Wszystko przeistacza się w otwartą i krwawą wojnę. A pośrodku tego wszystkiego stoi Lena - rozdarta między uczuciem do Juliana, a miłością do Aleksa. 
W tym samym czasie Hana Tate przygotowuje się do ślubu z nowym burmistrzem - Fredem Hargrove'm, do zwieńczenia oczyszczania jej życia. Dziewczyna zaczyna jednak dostrzegać, że jej zabieg nie udał się w pełni. Nie mówi o tym nikomu, bo wie, do czego zdolny byłby jej przyszły mąż, gdyby się dowiedział...
"Musisz być większy, silniejszy i twardszy. Przenika mnie zimno, a w mojej piersi kawałek po kawałku wyrasta ściana. On mnie nie kocha. Nigdy mnie nie kochał. To wszystko było kłamstwem. - Tamta Lena nie żyje - odpowiadam, a potem mijam go i ruszam do obozu. Każdy krok jest trudniejszy od poprzedniego. Całe moje ciało staje się dziwnie ciężkie, a kończyny zamieniają się w ołów. Musisz ranić albo zostaniesz zraniony."

"Delirium" przez długi czas było moją ulubioną książką - obecnie znajduje się na drugim miejscu, ale zdecydowanie pierwszym, jeśli chodzi o książki młodzieżowe. Nikogo więc pewnie nie zdziwi, że miałam bardzo wysokie wymagania do "Requiem". Czy autorka stanęła na wysokości zadania?

Książka została podzielona na części z perspektywy Leny oraz jej (byłej?) najlepszej przyjaciółki - Hany. Podział nie sprawiał jednak trudności w czytaniu (jakie miałam w "Pandemonium"), w pewien sposób części te dopełniały się. Oczywiście w pewnym momencie losy obu dziewczyn z powrotem się splotły.
"Amor deliria nervosa to nie jest choroba miłości. To choroba egoizmu."

[fight for love] Przede wszystkim muszę tu wspomnieć o przemianie głównej bohaterki. Myślę, że niemal każda jej fikcyjna rówieśniczka, znajdująca się w sytuacji podobnej do Leny, opowiadałaby czytelnikom jak bardzo cierpi. Ale nie Lena. Ona powtarzała tylko bezwiednie słowa Raven "Przeszłość jest martwa" i dzielnie próbowała odnaleźć się w nowym położeniu i nie oglądać się za siebie. Podziwiam, bo nie każdy to potrafi. 
Jeśli jednak mówimy już o zmianach, to wielu z bohaterów zaznało mniejszej lub większej metamorfozy. Oliver genialnie opisała odczucia Leny i Hany, a także dała wyobrażenie o tym, co dzieje się w środku innych bohaterów. 
"Nie przestaje mnie zdumiewać, że ludzie są nowi każdego dnia. Że nigdy nie są tacy sami. Trzeba ich ciągle wymyślać. Zresztą oni też muszą ciągle wymyślać samych siebie."

[I love revolution] "Requiem" - podobnie jak cała seria "Delirium" - skłania do refleksji o miłości, życiu, wolności. Kolejną zaletą byłoby otwarte nazywanie miłości po imieniu: rodzaj obsesji i egoistycznego uzależnienia od drugiej osoby. A jednocześnie coś pięknego i niezastąpionego, coś, bez czego życie nie będzie życiem, a szarym i jednostajnym pasmem.. 
"Taka jest właśnie przeszłość: unosi się, potem osiada i gromadzi warstwami. Jeśli się straci czujność, pogrzebie cię."

[amor deliria nervosa] Im bardziej zbliżałam się końca (a działo się to niesamowicie szybko - po rozpoczęciu "Requiem" po prostu trzeba dokończyć tę książkę, żeby nie wybuchnąć z ciekawości!), tym byłam smutniejsza - zbliżałam się bowiem nieuchronnego końca. I faktycznie, bo ostatnim zdaniu zalałam się łzami, myśląc tępo "to koniec. koniec.". Samo zakończenie uważam jednak za zbyt chaotyczne i niejasne. 
Drugą i ostatnią wadą jaką dostrzegam w "Requiem" jest nadmiar wzmianek o ruchu oporu. Właściwie to cała fabuła drugiego i trzeciego tomu serii opiera się na tym ruchu (trzeba jednak przyznać, że nareszcie bohaterka książki nie jest symbolem powstania, alleluja!). Prawdziwie poświęcony miłości był tylko tom pierwszy.

[live free or die] Seria "Delirium" jest moją ulubioną serią i z pewnością przeczytam ją całą jeszcze nie raz. Tom trzeci uważam za jej dobre zwieńczenie, choć nie ukrywam, że mogłoby być też trochę lepsze. Część pierwsza wciąż pozostaje moją ulubioną. Mimo to muszę przyznać, że "Requiem" jest ciekawe, zapiera dech w piersiach, wzrusza, wyciska łzy, wywiera wrażenie dynamiczną akcją, dzięki której bez przerwy coś się dzieje; daje do myślenia. Książka napisana jest lekko i z wyczuciem, autorka nie nadużywa kolokwializmów. Jest zaskakująca, a jej fabuła - nieschematyczna i nietuzinkowa. Czytając możemy słyszeć swoje bijące serce. Od "Requiem" nie da się oderwać, a tym bardziej zapanować nad szybkością zapoznawania się z dalszymi losami bohaterów.
O całej serii powiedziałabym tyle: tego jeszcze nie było. 
"Requiem" oceniam na 10/10 - jest to zarazem ocena całej serii. 
Będzie mi brakować Leny. 

Wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu -> 2,7 cm

piątek, 15 marca 2013

Jesteś tylko diabłem

Każdy w coś wierzy. Nawet jeśli nie wyznaje się konkretnej religii, wierzy się w - jak to mówi mój kuzyn - "siłę sprawczą", siłę będącej uosobieniem dobra i miłości. A jak wiadomo, każdy medal ma dwie strony, i tak jest również w przypadku naszego świata.. Gdzieś więc kryje się zło, ukrywające się w cieniach, gotowe by atakować. Chrześcijanie wierzą, że to wąż, Diabeł. Jednak po co Diabeł miałby popełniać jakiekolwiek morderstwo, skoro tak lubuje się w ludzkim cierpieniu? 

Joe Alexa odwiedzają dwaj mężczyźni. Informują go oni o śmierci siostry jednego z nich, śmierci w dziwnych i niewyjaśnionych okolicznościach, a oficjalnie - samobójstwa w zamkniętym od wewnątrz pokoju.  Typowany przez nich morderca to.. Diabeł. Joe podejmuje wyzwanie i stawia się na miejscu akcji. Szybko okazuje się, że nad rodziną zmarłej - Patrycji Lynch (będącej zarazem dziedziczką ogromnej fortuny) - krąży klątwa. Pojawia się coraz więcej znaków świadczących o tym, że morderca (Szatan?) szykuje się do kolejnego uderzenia. Czy Joe zdoła rozwikłać tę zagadkę? A może nawet najlepszy detektyw nie ma wpływu na pewne rzeczy?
" - Wiemy, że może nas pan uznać za nieszkodliwych wariatów. marnotrawiących pański cenny czas, ale kiedy skończę, przyzna pan na pewno, że trudno nam było udać się z tą sprawą do policji. (...) Umówmy się więc może, że wysłucha nas pan tak, jak gdybyśmy mówili o najzwyklejszych sprawach, zgoda? - Ależ oczywiście - powiedział Joe - jeżeli tylko wiara w pańskie słowa nie stanie się przeszkodą w zbawieniu mojej duszy."
"Jesteś tylko diabłem" to już chyba szósta część przygód Joe Alexa przeczytana przeze mnie - nie czytałam ich w określonej kolejności. Szczerze powiedziawszy kilka dni temu dowiedziałam się, że ostatni tom przeczytałam jako pierwszy. ;p 
Muszę powiedzieć to na samym początku, w innym przypadku ta recenzja nie wyda się tak pozytywna, jak jest: nie przepadam za kryminałami. Wszystkie wydają mi się takie same. Wyjątek stanowią tu.. kryminały autorstwa Macieja Słomczyńskiego. Co aż tak urzeka mnie w jego książkach?

Przede wszystkim pomysł: Maciej Słomczyński przybrał pseudonim Joe Alex. Tak więc Joe Alex opowiada o przygodach Joe Alexa, który również jest pisarzem powieści kryminalnych. Czyż nie oryginalnie?
Jeśli chodzi o trzeci tom serii, bardzo przypadł mi do gustu pomysł zbrodni absolutnej, a także zamieszanie w nią Szatana. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z takim zabiegiem (nie myślcie sobie - trochę kryminałów jednak w życiu przeczytałam.. jakoś musiałam sobie wyrobić to niepochlebne zdanie o nich). 
" - Wyjeżdżam dzisiaj, Higgins. - "Tak jest, proszę pana. (...) A jeżeli ktoś będzie pytał o pana, co mam odpowiedzieć? Czy podać jakiś adres? - Tak, proszę powiedzieć, że pojechałem do Diabła - I pogwizdując cicho, Joe Alex ruszył w kierunku jadalni. 
Kolejnymi walorami będą plastyczne i barwne opisy zdarzeń, sytuacji i postaci, cudowny czarny humor, a także brak rażących błędów w tłumaczeniu - to ostatnie to akurat zasługa autora, który jest naszym rodakiem.

"Jesteś tylko diabłem" to świetny kryminał, od którego nie sposób się oderwać. Nie leje się w nim nieustannie krew; autor jednak zapewnia dreszczyk emocji ciągłymi wzmiankami o Rzeczach Nadprzyrodzonych. Najważniejszą zaletą jest dla mnie fakt, iż do samego końca nie zdołałam odkryć, kto stoi za tajemniczym morderstwem Patrycji. Myślę jednak, że prawdziwy fan kryminałów stanąłby jednak na wysokości zadania i odkrył to o wiele wcześniej niż Joe.
Książkę oceniłabym na 7/10; polecam ją wszystkim fanom dozy dreszczyku i grozy. 
Z pewnością sięgnę po kolejne części serii o Aleksie :) 

niedziela, 10 marca 2013

Musierowicz dla zakochanych

Książki pani Musierowicz zawsze działały na mnie kojąco. Szczególnie upodobałam sobie część trzecią - "Kwiat kalafiora". Kiedy popadam w nostalgię lubię sięgnąć po książki tej autorki; rodzina Borejków pokazuje wartości ciepła domowego ogniska, przyjaźni, miłości.. i książek. 
Małgorzata Musierowicz stworzyła tę rodzinę (jak i wszystkie występujące w Jeżycjadzie) opierając się na własnych doświadczeniach - bo skąd Mila Borejko znałaby przepisy na te wszystkie wyśmienite potrawy? 


"Musierowicz dla zakochanych" to druga - po "Na Gwiazdkę" - gawęda kulinarna autorstwa pani Małgosi. Tym razem autorka skupia się na potrawach mających zacieśnić więzy między zakochanymi tudzież zapewnić zdobycie względów upatrzonej osoby. Książka została podzielona na dwie części - dla NIEJ i dla NIEGO (druga część zaczyna się od ostatniej strony, a żeby ją przeczytać - co oczywiście zrobiłam nie bacząc na adresata - trzeba odwrócić książkę do góry nogami. Według mnie to świetny pomysł). Musierowicz z humorem opowiada o własnych doświadczeniach - a więc np. początkach znajomości ze swoim mężem - wplatając w to dawkę romantycznej poezji i smakowitych przepisów, z których i tak ze względu na brak umiejętności kulinarnych nie skorzystam.. 


Autorka, jako wierna fanka poezji, używa wielu słów, których znaczenie każdy zna, a jednak nie używa ich. Nie przeszkadza to jednak w szybkim czytaniu jej anegdot i rad. 

Mimo młodego wieku już czuję pewien sentyment do Małgorzaty Musierowicz i myślę, że podobnie sprawa ma się z Wami. "Dla zakochanych" to porcja śmiechu, ale i roztkliwienia, zamysłu. 
Nie oceniam, bo nie jestem w stanie. Za to polecam książkę wszystkim fanom Musierowicz.. i nie tylko.