wtorek, 31 marca 2015

Kłamstwo ma krótkie nogi (Doskonałe, PLL #3)

Nie przepadam za recenzowaniem poszczególnych tomów różnych serii. Jeżeli seria jest dobra, wszystkie części będą prezentowały podobny poziom, przez co trudno je będzie zrecenzować (złe serie omija się rzecz jasna szerokim łukiem). Pisarze rzadko uczą się na swoich błędach, więc ich książki - nawet nie niezwiązane ze sobą fabułowo - charakteryzują się jednakowymi zaletami i wadami. Sprawa staje się zaś jeszcze cięższa, gdy mowa jest o tych samych bohaterach oraz zdarzeniach. 
Nie ukrywam, że recenzja trzeciego tomu sagi Pretty Little Liars nie będzie łatwa do napisania, natomiast już zupełnie nie wyobrażam sobie recenzji części czternastej czy piętnastej. Jaki jednak będę miała wybór, kiedy książki Sary Shepard są tak wciągające?

Do mediów wycieka stare nagranie Emily, Hanny, Arii, Spencer oraz Ali. Jednocześnie wszystkie sekrety dziewczyn zaczynają wychodzić na jaw. To koniec ich dobrej reputacji? A może... koniec A.?

Musicie wiedzieć, że chociaż sytuacje rodzinne i towarzyskie nastolatek z Rosewood ulegają zmianie, to nie wpływają jednak na ich charaktery i postawy. Tutaj bez zmian: nadal największą sympatią darzę bezpretensjonalną Arię, a najmniej lubię irytującą Hannę. W Doskonałych nie dowiadujemy się o kolejnych sekretach przyjaciółek: skupiamy się raczej na tym, że wszystkie znane nam wpłynęły na wierzch. Obserwujemy, jak różne są reakcje dziewczyn na to. Zastanawiamy się, jaki będzie kolejny krok A. Nie można narzekać na nudę! 

Nowe zdarzenia w Rosewood dotyczą jednakże bezpośrednio dynamiki akcji. Przez to, że zamiast zajmować się nowymi wątkami, autorka generalnie wałkuje jedynie te stare, Doskonałe nie są już tak wciągające jak dwie jej poprzedniczki. Nie zrozumcie mnie źle: pochłonęłam tę książkę dosłownie w moment. Ale już nie zachowywałam się, jakby dalsza lektura zależała od mojego życia. Mam nadzieję, że to niesamowite uczucie powróci w kolejnych tomach. 

Trzeci tom PLL na pewno mnie nie rozczarował, ale zostawił z poczuciem, że autorkę stać na więcej. Jestem jednak pewna, że rozwinie ona swój potencjał w kolejnych tomach. W końcu już nie raz sprawiła, że mocniej zabiło mi serce, prawda? Wam z pewnością też - a jeśli nie, koniecznie musicie to zmienić. Doskonałe są książką dla Was, jeśli tylko Wasza chęć na dobrą lekturę jest silniejsza niż wstręt kłamstwem. Gorąco polecam!

poniedziałek, 30 marca 2015

Bajkowy ogród świadkiem samobójstwa (Tajemnica Noelle)

Trzy miesiące temu nastąpił ważny moment w moim czytelniczym życiu: po raz pierwszy sięgnęłam po dzieło Diane Chamberlain. Jeśli uważnie śledzicie mojego bloga, z pewnością zorientowaliście się, że był to dla mnie swojego rodzaju przełom. Już dawno żadna książka nie wciągnęła mnie tak, jak Sekretne życie CeeCee Wilkes! Nietrudno domyślić się zatem, że chciałam natychmiast poznać także książki Chamberlain - z naciskiem na Tajemnicę Noelle. 
Czy okazała się równie dobra jak CeeCee? A może lepsza? Zobaczcie sami!


Noelle popełnia samobójstwo. Zdumienie jej dwóch najlepszych przyjaciółek - Emerson oraz Tary - nie zna granic. Przecież Noelle kochała życie! Przestaje to jednak być pewne, kiedy odkrywają tajemniczy list w domu zmarłej. List, który rzuca zupełnie inne światło na postać kobiety.
Czy aby na pewno znały swoją przyjaciółkę? W jaki sposób nowa wiedza wpłynie na ich dalsze życie?

Spośród wszystkich książek Diane Chamberlain największe zainteresowanie wzbudziła we mnie właśnie Tajemnica Noelle. Połączenie "zagadkowy list" i "samobójstwo" zawsze działają na mnie jak magnes. Odkąd pamiętam intrygowali mnie bohaterowie-desperaci, zmagający się z życiem i nierzadko przegrywający z nim. Jest w tym coś rozpaczliwego, beznadziejnego. Tragizm sytuacji wynagradza jedynie fakt, że jest niemal zawsze jest on równoznaczny z materiałem na kawał dobrej literatury. A co jest jej fundamentem? Oczywiście doskonale wykreowany główny bohater! I rzeczywiście, Noelle - choć nieobecna w czasie postępów w akcji - jest niesamowitą postacią o gorącym sercu, olbrzymiej determinacji i ogromie tajemnic. Chamberlain nie skupia się jednak wyłącznie na tytułowej bohaterce: w Tajemnicy Noelle liczba postaci równa się prawie tej w Mistrzu i Małgorzacie, a przy tym wszystkie są od siebie różne, ludzkie i interesujące. Warto wspomnieć, że równie duża jest też liczba perspektyw narracji. Akcja dzieje się naprawdę wielotorowo, dzięki czemu nie można narzekać na brak dynamiki czy świeżych elementów w fabule. Swój udział w płynnym czytaniu ma jednak też nienaganny styl pisania Diane Chamberlain. Losy Noelle, Tary i Emerson poznaje się nie tylko w błyskawicznym tempie, ale i z prawdziwą przyjemnością. 

Jedyną rzeczą, której żałuję, jest to, iż nie zdołałam pokochać Tajemnicy Noelle tak, jak Sekretnego życia CeeCee Wilkes. Pierwsza z nich jest książką bardzo dobrą, ale nie rewelacyjną. Druga sprawiła, że moje serce biło kilka razy szybciej i na kilka godzin nadała mojemu życiu o wiele żywszych barw. Różnica między nimi polega przede wszystkim na tym, że Sekretne życie wciąż mnie zaskakiwało, natomiast większość tajemnic Noelle zdołałam szybko przewidzieć. Nie zepsuło mi to radości z lektury, ale zniszczyło element zaskoczenia. Na pewno rozumiecie, co mam na myśli. 

Jestem zadowolona z lektury Tajemnicy Noelle. Nawet jeśli nie była najlepszą przeczytaną przeze mnie pozycją w tym roku, to i tak trzymała poziom. Poza tym to dopiero moja druga spośród dziewięciu wydanych w Polsce książek Diane Chamberlain. Jedna z pozostałych siedmiu gości już nawet na mojej półce! Mam nadzieję, że będzie równie porywająca. Może nawet dorówna historii CeeCee? A może przebije tę poznawaną przez Tarę oraz Emerson? Muszę jak najszybciej się tego dowiedzieć. A Wy koniecznie musicie poznać sekrety skrywane przez Noelle. Uwierzcie, że mimo wszystko, są one naprawdę warte uwagi!

wtorek, 17 marca 2015

Bóg jeszcze z tobą nie skończył (Jesteś cudem)

Kiedy ostatni raz byłeś naprawdę szczęśliwy?
Nie mówię o uśmiechu ukrytym pod nosem czy cichym zachichotaniu. Mam na myśli radość tak wypełniającą twoje płuca, że chce ci się się latać, skakać i krzyczeć! 
Sama doświadczam tego uczucia regularnie - kiedy tylko zakładam na siebie regionalny strój lubelski i wraz z zespołem idę podbijać scenę. Mam wtedy wrażenie, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. 
A Ty? Kiedy ostatni raz pomyślałeś, że świat może ci zazdrościć?
Nie pamiętasz? Może czas na lekturę Jesteś cudem!

Zbiór pięćdziesięciu felietonów pióra Reginy Brett jest czymś zupełnie innym od książek, które przeczytałam do tej pory. Przede wszystkim przypomina coś na kształt autobiografii skupiającej się tylko na określonych aspektach życia pisarki. Jakkolwiek wszelkie biografie nie są moim ulubionym gatunkiem literackim, to felietony Brett czytało mi się naprawdę dobrze: szybko, z zaciekawieniem i chęcią na kolejne życiowe lekcje. Może nawet na inne książki autorki? 

Jako nauczycielka pani Regina spisuje się nieźle. Trafnie wskazuje wartości i zalety życia, na które powinno się zwrócić uwagę i bardziej je docenić. Podkreśla, że wszystko wynika z dobroci. Nie używa protekcjonalnego tonu, a w jej słowach czuć autentyczną ufność i miłość do ludzi, świata, Boga. Owa religijność Jesteś cudem trochę przerażała mnie przed rozpoczęciem lektury, ale koniec końców nie było tak źle. Jedynym minusem książki była generalnie jej monotematyczność: autorka wciąż powołuje się na kilka krzyżujących się ze sobą swoich życiowych doświadczeń (głównie pokonanie raka piersi) oraz ludzi, których poznała. Bynajmniej nie zapomina o Bogu, ale na szczęście nie w stopniu większym niż inne poruszane przez nią tematy. Po jakimś czasie robi się to dość nudne - wprowadzanie nowych elementów do swoich felietonów zdaje się zastępować utrwalaniem tych poznanych już. 

Żeby wynieść coś z Jesteś cudem wystarczy minimalna chęć. Może nie podobać ci się sposób pisania Reginy Brett czy nawet poruszane przez nią tematy, ale w żaden sposób nie uchronisz się przed zatrzymaniem się na chwilę, podumaniem, przeanalizowaniem wszystkiego, co cię otacza i w jakiś sposób jest dobre. Książkę możesz czytać zarówno jako niepoprawny optymista, jak i skończony pesymista. Nie masz nic do stracenia, a do wygrania szeroki uśmiech i spokój ducha. Tylko się nie bój! Może lekcje pani Brett akurat pozwolą ci zdać życie na piątkę z plusem?

czwartek, 12 marca 2015

Dzieląc się własnym życiem (Wiem o tobie wszystko)

Ze stalkingiem jest trochę jak z chorobą: ma się świadomość, że istnieje; wie się, iż jest to coś strasznego; nie chce się mieć nic z tym do czynienia. A już na pewno nie na własnej skórze! Mnie jednak zawsze intrygowały podobne sprawy, więc doszłam do wniosku, że książka o tej tematyce może być bardzo ciekawa. Zwłaszcza, że chociaż pojęcie jest stosunkowo nowe, to na pewno nie jest takie samo zjawisko - przecież szaleńcy chodzili po świecie zarówno 50, jak i 500 lat temu. A czyż jest coś ciekawszego do opisywania, niż niewytłumaczalne i prześladujące ludzkość od zarania dziejów postępowania?

Rafe jest wszędzie, gdzie Clarissa się obejrzy. Kobieta czuje się zagrożona, ale wie, że aby policja poważnie potraktowała zgłoszenie nękania, musi przygotować przekonujący materiał dowodowy. W tym celu zaczyna pisać dziennik, w którym opisuje wszystkie - rzekomo pełne miłości - zachowania stalkera. 

Fabuła jest najmocniejszą stroną Wiem o tobie wszystko. Wiedziałam to już od pierwszych stron, które choć nie należały do najbardziej pasjonujących, to miały w sobie coś bardzo mrocznego i intrygującego. Co? Oczywiście historię Clarissy i Rafe'a! Ilekroć mężczyzna pojawiał się na scenie, nie można było narzekać na brak napięcia. Poza tym akcję stale napędzały jego podarunki, czy też, jak możecie się domyślać, groźby. Jest więc obsesja, jest ślepa, niebezpieczna miłość; jest też strach ofiary... i oczywiście ciekawość odbiorcy. Czytelnik w całkiem naturalny sposób staje się swego rodzaju uczestnikiem tej groteskowej zabawy w kotka i myszkę. 

Warto też wspomnieć, że akcja dzieje się dwutorowo. Obserwujemy rozpaczliwe zmagania głównej bohaterki z Rafe'em, a w międzyczasie jesteśmy świadkami procesu sądowego pewnej uprowadzonej i zgwałconej dziewczyny. Clarissa zasiada w ławie przysięgłych i szybko zaczyna dostrzegać powiązania między sprawą Carlotty, a własnymi problemami. Poza oczywistym brakiem nudy należy pochwalić więc także wielowątkowość powieści Claire Kendal. Jeśli wziąć pod uwagę wszystkie aspekty życia Clarissy (a do czynienia mamy zarówno z romansem, marzeniami o macierzyństwie, jak i miłością do baśni i szycia) oraz porwania Carlotty, można ujrzeć naprawdę wielowarstwową i złożoną powieść. Rzecz jasna - godną polecenia.

Na pierwszy rzut oka Wiem o tobie wszystko nie różni się specjalnie od innych thrillerów psychologicznych, ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że fabuła zupełnie nie odbiega od konkurencyjnych pozycji tego typu. Książka może nie zapiera tchu w piersiach, ale z pewnością umożliwia zapomnienie o bożym świecie. I oczywiście naukę, jak poruszać się po mieście niezauważonym. Polecam!


Za możliwość dowiedzenia się kilku przydatnych rzeczy o stalkingu
serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat!

niedziela, 8 marca 2015

Najciekawsze kobiety w literaturze!

Witam wszystkie kobiety w ten marcowy, obsypany kwiatami i słodkościami, poranek!

Mam nadzieję, że świętujecie w najlepsze! Sama dostałam swoje przepyszne prezenty już wczoraj, a dzisiejszy dzień mija mi póki co, jak to kobiecie, na sprzątaniu nowego pokoju. Doszłam jednak do wniosku, że nie będę się przemęczać w ten wyjątkowy dzień, a zamiast tego podzielę się z Wami swoimi ulubionymi bohaterkami literackimi!


1. Scarlett O'Hara - Przeminęło z wiatrem

Zachwycam się nad bohaterką powieści Margaret Mitchell od pełnych dwóch lat, więc nie powinno Was zdziwić, że znalazła się ona na pierwszym miejscu. Cóż zrobić, że nawet jeśli ostatni raz czytałam tę obszerną historię rok temu i moja miłość do niej zdążyła trochę ostygnąć, to wizerunek O'Hary nic nie stracił w moich oczach. Piękna, odważna jak mężczyzna, uparta jak osioł, harda, spontaniczna, lekkomyślna, kapryśna i szczera do bólu kochanka niezwykłego Retta Butlera zachwyca fanki powieści Mitchell już od prawie 80 lat! W wieku niecałych 14 lat niejednokrotnie marzyłam, aby zamienić się z nią miejscami. Teraz oceniam ją o wiele surowiej, ale wciąż marzę o doświadczenia miłości, która pukała do jej drzwi przez wiele lat, ale nie popełnieniu tych samych co Scarlett błędów. Przez dwa lata tyle czasu poświęciłam na analizowanie jej sylwetki, że czuję się, jakby była to co najmniej moja siostra. Jeśli więc mogę powiedzieć, że kocham jakąś postać literacką, to będzie to właśnie Scarlett O'Hara. 


2. Ida Pałys (Borejko) - Ida sierpniowa

Oczywiście uwielbiam wszystkie kobiety o nazwisku Borejko - opiekuńczą Gabrysię, przekochaną Milę, podobną do mnie Natalię... - ale to właśnie druga w kolejności panna Borejko najbardziej podbiła moje serce! Ruda jak marchewka, rozhisteryzowana, uparta i w gorącej wodzie kąpana ("po prostu wierzgnęła, jak to ona, bryknęła, dotarła do miejsca, gdzie może to odreagować i teraz całą energię kieruje na najbliższe otoczenie. Ciesz się, Mareczku, że nie na ciebie") wariatka i jednocześnie pani laryngolog nigdy mi się znudzi. Jak myślicie, dlaczego Wnuczka do orzechów podobała mi się najbardziej od czasów Kalamburki? Właśnie dlatego, że to postać Idy gra tam poniekąd pierwsze skrzypce. No i oczywiście nie ma co mówić o Idzie sierpniowej. Uwielbiam gorące serce Idy maskowane przez jej szorstkość i ironię; to, że jest najmniej odpowiedzialną kobietą w historii literatury (w którymś z tomów było coś takiego: "w kuchni znajdowały się trzy odpowiedzialne kobiety plus Ida", ale nie pamiętam dokładnie). Właściwie mogłabym być nią. Na pewno byłoby ciekawie. 


3. Bridget Jones - Dziennik Bridget Jones

Autorka słynnego Dziennika jest na swój sposób podobna do Idy. Kolejna postrzelona i nieznająca słowa 'konsekwencje' idolka milionów kobiet, która wywołała we mnie więcej łez Titanic. Tych śmiechu, rzecz jasna. Czasem współczuję Bridget, że nikt jej nie traktuje poważnie, ale powiedzcie: jak można się nie śmiać, gdy obserwuje się tę wiecznie odchudzającą się singielkę?


4. Isabel Salander - Saga Millenium

Kolejna specyficzna osoba. Isabel odrzuca od siebie zarówno wyglądem, jak i sposobem bycia. Niesamowicie zdolna matematycznie i informatycznie introwertyczka, która gardzi ludźmi. Twarda i zamknięta w sobie. Odważna, ale w zupełnie inny sposób niż na przykład Scarlett. Chociaż na pewno nie spodobałoby się to jej, to ciężko jej nie uwielbiać. Przeczytałabym dla niej wszystkie trzy części Millenium, nawet gdyby fabuła sama w sobie nie była tak rewelacyjna, jak jest.


5. Maria Antonina - Z Wiednia do Wersalu

Dziwnie jest wymieniać francuską królową, jako ulubioną postać literacką, ale taka jest prawda! Bohaterka trylogii Juliet Grey stała się mi niesamowicie bliska nie tylko ze względu na swoją poruszającą historię. Antonina ma po prostu w sobie to 'coś'. Jest odpowiedzialna, zabawna, kochająca i czuła, zarówno jako matka, kochanka i żona; stara się żyć tak, aby wszystkim było jak najlepiej. W dzieciństwie marzy, aby poddani ją pokochali, w dorosłym życiu kończy w wiadomy sposób. Naturalne staje się współczucie czytelnika i strasznie silna więź. O chęci odwiedzenia Wersalu chyba nie ma potrzeby mówić?


A teraz uciekam do Wiem o tobie wszystko! Co teraz czytacie?

Życzę Wam (i sobie zresztą) wszystkiego najlepszego!
Emila

sobota, 7 marca 2015

Nadzieja matką głupich? (Hopeless)

Ostatnia przeczytana przeze mnie książka z gatunku YA/NA (nie odróżniam, nie bijcie!) to, o ile dobrze pamiętam, Morze spokoju. Moja relacja z nią była dość skomplikowana. Na początku nie podobała mi się prawie tak bardzo, jak to tylko możliwe, a kilkaset stron później, ku własnemu zdziwieniu, zakochałam się w niej. Krótkotrwale, co prawda, ale intensywnie.
Z analogicznym dystansem podeszłam do powieści, która zatrzęsła polskim rynkiem wydawniczym: Hopeless. Czy historia zatoczyła koło i książka podbiła moje serce? A może okazała się zupełnie beznadziejna i znienawidziłam ją? Zobaczcie sami!


Sky podejmuje najważniejszą decyzję w swoim życiu: postanawia, że ostatni rok będzie uczyć się, jak wszyscy, w szkole. Do tej pory uczyła ją matka, która nie pozwalała córce mieć też telefonu czy internetu. Siedemnastolatka nie stała się jednak z tego powodu dziwna - przeciwnie, ma najlepszą przyjaciółkę; spotyka się z chłopakami, których wpuszcza nocą przez okno. Problem polega na tym, że jej przyjaciółka Six wyjeżdża na drugi koniec świata w tym samym dniu, kiedy tajemniczy chłopak zaczepia ją na ulicy, myląc z kimś innym.

Już z wielu ust słyszałam, że mam nieokreśloną awersję do bestsellerów (pomijając rzecz jasna, że obecnie niemal wszystko określa się mianem bestsellera). Myślę, że to jednak nie do końca tak. Zostańmy przy przykładzie Morza spokoju - przecież w wakacje mówił o nim każdy! A jednak wciąż pamiętam swoje morze uczuć po przeczytaniu ostatniego zdania. Z Hopeless miało być podobnie. Różnica polegała na tym, że na początku postanowiłam wstrzymać się z oceną, zanim dowiem się więcej. Była to dobra decyzja, bo szybko okazało się, że powieść Hoover czyta się niesamowicie szybko i przyjemnie. Hopeless jest rewelacyjnie napisane! Język przystosowany do młodego czytelnika sprawia, że powieść nie sposób przeczytać w dłużej niż kilka dni. Ja pochłonęłam ją przykładowo w półtora. Poza tym dynamika akcji nie pozostawia wiele do życzenia i nie sposób się podczas lektury nudzić. Inna sprawa, że owe wartko następujące po sobie zdarzenia, oprócz powierzchownego zaintrygowania, nie wywoływały większego zaskoczenia czy bicia serca. Pod tym względem nie jestem w stanie pojąć fenomenu książki: połowę tajemnic przewidziałam sama, a połowę skwitowałam zwykłym "o, nie spodziewałabym się". Tak samo rzecz ma się z wątkiem miłosnym, który rzekomo łamał serca i wyciskał łzy dziesiątków czytelników. Mogę go określić jako słodki i kochany; wiele razy nawet za bardzo i w widoczny sposób nienaturalnie. Oprócz tego, że oczywiście dotyczy miłości, którą każdy chce przeżyć, nie sprawia, że w jakiś szczególny sposób ma się ochotę na znalezienie się na miejscu głównej bohaterki. Zwłaszcza, że mdlała ona prawie tak często, jak Anastasia i Bella przygryzają wargi. 

Obiektywnie patrząc, Hopeless jest nie różniącą się od innych młodzieżówką. Jak to bywa z tym gatunkiem, z pewnością nie zrobi wrażenia na oczekujących wysokiego poziomu i wpasuje się w gust nieoczekujących zbyt wiele. Jeśli chodzi o mnie, to jestem bardziej na tak niż nie. Za parę tygodni zapomnę o tej książce i jestem tego świadoma, ale skłamałabym mówiąc, że nie podobała mi się. W każdym razie postaram się szybko zdobyć kontynuację i nie tracić nadziei na to, że będzie ona przynajmniej równie dobra!*

Tak, tytuł drugiego tomu to Losing hope.

środa, 4 marca 2015

Co listonosz przydźwigał do mnie w lutym?

Dzień dobry, cześć i czołem!

Dzisiaj witam Was niemal prosto z ciepłego łóżka. Mój głos się zbuntował i zostałam w domu, poleniuchować trochę przez trzy dni dni. Jestem bardziej kaszląca niż naprawdę chora - do czytania więc w stanie idealnym. Do czytania - i chodzenia na tańce. Musiałabym być umierająca, żeby na nie nie pójść! Tak, właśnie wróciłam z zajęć i oczywiście jestem cała w skowronkach. Muszę się pochwalić, że pani pogratulowała mi dziś mojego oberka! Marzenia się spełniają, poważnie! 
Jestem ostatnio niesamowicie szczęśliwa. To cudowne uczucie, zupełnie nie mieć się czym martwić. No, ewentualnie zbliżającymi się egzaminami, ale przecież jest jeszcze tyyle czasu... Poza tym nawet jeśli pójdą mi źle, to z pewnością pocieszą mnie te wszystkie prześliczne książki, które zawitały do mnie w ostatnim czasie!

(Wybaczcie mi jakość, zdjęcie robione telefonem. Nie mam pojęcia, gdzie jest mój kabel od aparatu)

  • Hopeless - Colleen Hoover - pożyczona od koleżanki. Pochłonęłam ją jeden dzień. Młodzieżówka jak młodzieżówka, niby nic specjalnego, ale czytało się ją bardzo lekko. Na dniach postaram się napisać recenzję.
  • Vivien Leigh - Anne Edwards - biografia aktorki grającej moją ukochaną Scarlett O'Harę, znalazłam ją pod choinką.
  • PLL, Doskonałe - Sara Shepard - z Finty. Mam nadzieję, że seria szybko mi się nie znudzi!
  • Bellagrand - Paullina Simons - z wymiany. Nigdy nie słyszałam o autorce, ale może akurat spodoba mi się jej dzieło?
  • Tajemnica Noelle - Diane Chamberlain - z Finty. Po lekturze Ceecee Wilkes nie mogę się jej doczekać!
  • Sto imion - Cecelia Ahern - z wymiany. Równie dobra jak Love, Rosie?
  • Wiem o tobie wszystko - Claire Cendal - egzemplarz recenzencki od wydawnictwa Akurat. Temat stalkingu brzmi intrygująco, czyż nie?
  • Tajemny dziennik Marii Antoniny - Carolly Erickson - z wymiany. Z pewnością słabsza od trylogii Juliet Grey, ale to wciąż Maria Antonina... 
  • Jesteś cudem - Regina Brett - z biblioteczki rodziców. Jakoś ominął mnie ten szał na książki autorki i właściwie wciąż mnie do nich nie ciągnie, ale skoro już jedna z nich jest w domu, głupio po nią nie sięgnąć. 
  • Zabić drozda - Harper Lee - pożyczona od kolegi, skończyłam w poniedziałek. Przecudowna!

Na dniach mam zamiar pożyczyć także Losing hope, a od innej koleżanki Wróć, jeśli pamiętasz. Poza tym wygrałam w szkole konkurs, w którym nagrodą jest dowolna książka. Wybrałam najnowszą powieść Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk - Fortuna i namiętności: Klątwa, ale nie zacznę się nią cieszyć, póki nie zobaczę jej na oczy. Mam też sporo punktów na Fincie, ale na razie doskwiera mi niestety brak pomysłu, co by tu zamówić. Ale to pewnie samo wyniknie, jak zwykle. 
Teraz wezmę się chyba za Wiem o tobie wszystko, ale pewnie dopiero jutro. Muszę trochę nadrobić zaległości, bo jutro czeka mnie już szkoła...
A Wy co czytacie?

Całuję Was! 
Emila

poniedziałek, 2 marca 2015

Jeden rodzaj ludzi (Zabić drozda)

Od zawsze ciągnęło mnie do amerykańskich lektur. Buszujący w zbożu czy Wielki Gatsby - pozycje, z którymi musi zmagać się amerykańska młodzież - o wiele bardziej przemówiły mi do wyobraźni niż, przykładowo, aktualnie omawiana przez moją klasę Balladyna.
Kolejny tytuł z listy - Zabić drozda - chodził za mną już od wielu lat. Raz miałam na niego większą ochotę, a raz mniejszą, ale ostatecznie skusiło mnie umiejscowienie akcji w Stanach lat trzydziestych. Czasy bardzo bliskie tym, za którymi szalałam jeszcze rok temu (czytaj: obsesja nad Przeminęło z wiatrem, a co za tym idzie - wojną secesyjną) i które zdążyły mi już obrzydnąć... ale sentyment  do nich oczywiście pozostał.
Pora więc postawić pytanie: jak wrażenia?
I od razu odpowiedź: jak najlepsze.

Poznajcie Smyka i Jema - zwykłe rodzeństwo, które narzeka na szkołę, każde lato wykorzystuje do maksimum wraz z zaprzyjaźnionym Dillem i panicznie boi się nigdy nie pokazującego się sąsiada, którego osoba urosła do rangi legendy. Życie dzieci zmienia się z chwilą, gdy ich ojciec adwokat staje w obronie Murzyna oskarżonego o gwałt na białej dziewczynie, a całe miasteczko odwraca się od nich.  

Charakterystyczne cechy przedstawianych czasów nadają zdarzeniom wspaniały klimat. Nie pierwszy raz przekonałam się, że to właśnie w czasach, gdy nie każdy potrafił czytać, a niedzielne obiady gotowane było przez czarnoskóre służące, działy się najciekawsze historie, w których brali udział najciekawsi ludzie. Harper Lee na przykładzie swoich bohaterów mistrzowsko ukazuje zawiłą naturę ludzką, niemożliwą do określenia, a cóż dopiero do zrozumienia - i jednocześnie ośmiesza ją. Oczami dzieci jeszcze wyraźniej widać wszystkie jej sprzeczności, wady, skłonności do wierzenia w stereotypy i konwenanse... a także nieszkodzące skądinąd nikomu niewytłumaczalne dziwactwa. Perfekcyjnie został oddany też problem rasizmu i wszelkiej zresztą odmienności. Zabić drozda, nawet jeśli trochę niedynamiczna i przewidywalna, to zdecydowanie najwartościowsza książka, jaką przeczytałam na razie w tym roku. A poza tym - chyba najbardziej złożona. Składa się z ogromnej liczby wątków naturalnych dla ludzkości i jednocześnie skomplikowanych dla filozofów. Każdy szczegół, nawet ten dla młodych bohaterów nieistotny, ma spore znaczenie. Łączy się z innym, równie niepozornym, i tworzy wielowarstwową, bogatą w przesłanie historię. Łatwo przeoczyć kilka ważnych detali, a jeszcze łatwiej nie zrozumieć całości... Jednak gdy już się uda, nie sposób nie powiedzieć "to było genialne".

Zawsze powtarzam, że każda naprawdę dobra książkę musi mieć wiele den. A Zabić drozda może być tak naprawdę tym, czym chcemy, aby była: historią przygód trójki dzieci; kroniką rozprawy przeciw niewinnemu człowiekowi; świadectwem życia kilku nieszczęśliwych ludzi, kilku naprawdę dobrych, a także paru zwyczajnie niezwykłych. Ważne jest to, że w życiu - nawet tym literackim - nic nie jest czarno-białe. Podobnie jak jednoznaczny nie jest śpiew drozda...

Ja to chyba będę klownem, jak dorosnę. (...) Jedyna moja rada na ludzi to się z nich śmiać. Więc wstąpię do cyrku i będę się śmiał, aż pęknę ze śmiechu.