poniedziałek, 2 lutego 2015

Zobowiązania silniejsze niż miłość (I wciąż ją kocham)

Jakiś czas temu zorientowałam się, że recenzja każdej kolejnej czytanej przeze mnie książki Nicholasa Sparksa jest coraz trudniejsza do napisania. Co tu dużo mówić, wszystkie jego dzieła są po prostu do siebie podobne. A warto wspomnieć, że za mną jest już całe osiem tytułów! Do tej pory nie myślałam jednak, że trudniejsze okaże się także... czytanie tych książek. 
Czyżby popularna I wciąż ją kocham okazała się słabsza od swoich 'sióstr'? A może po prostu Sparks mi się przejadł? Zapraszam na recenzję!

Poznanie Savannah - miłej, łagodnej dziewczyny, która od razu podbiła serce Johna (z wzajemnością!), było najlepszą rzeczą w jego życiu. Lepszą nawet niż wstąpienie do wojska! Jednak nic nie może trwać wiecznie i wkrótce mężczyzna musi wracać do armii. Obiecuje, że miłość jest w stanie pokonać odległość. Savannah przyrzeka czekać, ale... jak długo?

Jak zwykle fabuła na pierwszych stronach wybucha i chwilowo oszałamia czytelnika. Nikogo to nie dziwi. Poza tym jest schematycznie: on chuligan, a ona pobożna i ambitna. Nikt nawet nie mruga. Miłość kwitnie oczywiście od pierwszego wejrzenia. Okej, tak musi być u Sparksa. Tylko dlaczego tym razem nie porwało mnie to tak, jak powinno? Nigdy nie twierdziłam, że romanse pana Nicholasa wyróżniają się czymś szczególnym, ale zawsze widziałam w nich to 'coś'. Natomiast teraz walczyłam jedynie z irytacją na Savannah, która cały czas czuła poczucie winy za wszelkie zło świata i nieustannie sprowadzała rozmowę na temat Boga. Po pierwsze, nie jestem specjalnie religijną osobą, więc możecie się domyślać, że nie wywoływało to u mnie najcieplejszych odczuć. A poza tym nie opuszczało mnie wrażenie, że gdzieś to już gdzieś widziałam. Wspominałam już, że wszystkie dzieła Sparksa są do siebie zbliżone, ale dawno nie spotkałam się z dwoma tak podobnymi książkami jak I wciąż ją kocham i Jesienna miłość! Z tym, że ta ostatnia mnie w pewnym stopniu poruszyła, natomiast historia Johna... tak, na pewno może pochwalić się świetną kreacją bohaterów i mistrzowsko dopracowanymi detalami, ale zdecydowanie nie odznacza się pod względem atrakcyjności dla czytelnika. Czyta się ją dość wolno i bez większego zainteresowania. Niestety.

Ani trochę nie cieszy mnie krytykowanie autora jednej z moich ulubionych książek, ale pocieszam się myślą, że w końcu musiała nadejść ta chwila. Faktem jest, że I wciąż ją kocham porządnie mnie rozczarowała, ale jednocześnie wciąż jest ładną, romantyczną powieścią. Na pewno spodoba się komuś, kto wcześniej ze Sparksem nie miał do czynienia. Natomiast komuś, kto - jak ja - jest sparksowym weteranem, polecam raczej ewentualną ponowną lekturę Pamiętnika - akurat tę książkę autora można czytać bez końca!

Najsmutniejsi ludzie jakich w życiu spotkałam, to ci, którzy nie interesują się niczym głęboko. Pasja i zadowolenie idą ze sobą w parze, a bez nich każde szczęście jest wyłącznie chwilowe, nie ma bowiem bodźca, który by je podtrzymywał.

5 komentarzy:

  1. Kiedyś czytałam tą książkę, ale nie dałam rady wytrwać do końca lektury. Muszę przyznać, że "Ostatnia piosenka" jest niczego sobie, ale "I wciąż ją kocham" było prawdziwą katorgą do czytania.

    [wachajac-ksiazki.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam, mnie też nie zachwyciła, ale nie była zła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubię Sparksa, zbyt schematyczny...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli miłość- to tylko Sparks! Czytałam tę książkę i podobnie jak resztę dzieł tego autora, pokochałam. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam to kiedyś przeczytać, ale jednak nie wyszło. Ale film oglądałam, zostanę przy nim xd

    OdpowiedzUsuń