środa, 9 kwietnia 2014

Milczenie owiec

Nie uważacie, że to dziwne, iż niektóre ekranizacje książek są bardziej znane od oryginału? Rozumiem, że nazwiska wielkich reżyserów - jak w tym przypadku Alfreda Hitchcocka - działają na nieświadomych odbiorców mocniej niż niezbyt (a w każdym razie, nie aż tak) znane nazwisko autora. Jednak w takich momentach dziwię się wszystkim, że zachwycają się filmem, a nie znają papierowej wersji, która zazwyczaj jest według mnie lepsza. Być może film też jest dobry - tego nie wiem, wciąż czeka on na mnie. Mimo to... nie wyobrażam sobie, jak doskonały musiałby być, aby przebić jakością książkę Harrisa. 


Clarice Starling jest studentką, która pracując dla FBI dostaje sprawę równie bestialskiego co tajemniczego zamordowania pewnej młodej dziewczyny. Nie mogąc sobie jednak poradzić ze zdemaskowaniem owego nieuchwytnego i prawdopodobnie seryjnego mordercy, zwraca się o pomoc do chorego psychicznie doktora Hannibala Lectera, który ma na swoim koncie równie wiele zabójstw i który nie wiedzieć czemu chce rozmawiać wyłącznie z główną bohaterką. 

Zacznijmy może od tego, że na ogół nie czytam thrillerów. Nie mogę po nich spać, zwłaszcza, że ostatnio przeczytałam pewien horror, który nie da mi spokoju chyba do końca życia. Jednakże tamta pozycja była niemożliwie prawdopodobna - natomiast Milczenie owiec jest aż zabawnie nierzeczywista. Dzięki temu mogłam się spokojnie poddać dreszczykowi niepokoju, który zapewnia Harris i nie wyłazić przy tym ze skóry (dla tych co czytali - czujecie tę ironię?) ze strachu. 
A takiej nerwowości jest dużo. Nawet bardzo dużo. Autor skonstruował niesamowicie złożoną fabułę, której nie sposób przejrzeć aż do momentu, kiedy on sam uchyla nam rąbka tajemnicy. Czyli, prościej mówiąc, gdy na scenę wkracza sam zabójca. Obserwowanie wydarzeń z jego perspektywy było równie ciekawe co przyglądanie się niezwykłym rozmowom inspektor Starling i Lectera. Z tym, że o wiele bardziej... obrzydliwe. Nie będę dokładnie opisywała zabiegów, jakim poddawał morderca swoje ofiary, ale skutkują one tym, że zdecydowanie nie jest to książka dla czytelników o słabych nerwach.

Milczenie owiec to jednak nie tylko wartka akcja i niepewność, co zastaniemy za zakrętem. Największym jej atutem jest właśnie strona psychologiczna. Wszystkie postacie cechują się niezwykle złożonym i skomplikowanym obrazem psychologicznym. Każda jest też inna, a o ile mamy do jakiegoś stopnia wgląd w psychikę Clarice, to postacie Lectera i poszukiwanego seryjnego mordercy pozostają wielkim znakiem zapytania. Nie obędzie się bez pytań, kto tak naprawdę był tu szalony i jaki wpływ na kształtowanie się psychiki mają sprawy minione. 

Dzieło Harrisa z pewnością będę wspominać nader ciepło i z przyjemnością obejrzę też ekranizację, w tej prawidłowej - dla mnie przynajmniej - kolejności. Jak wspomniałam, nie jest to książka dla ludzi o słabych nerwach, ale pokochają ją wszyscy fani dreszczowców (a jak się okazuje, nie tylko). Cieplutko, cieplutko polecam. 

Moja ocena: 8/10

6 komentarzy:

  1. Z chęcią przeczytam. Wnioskując po tym, co pisałaś do mnie o "Milczeniu owiec", czuję, że dogadam się z zabójcą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie oglądałam jeszcze filmu, ani nie czytałam książki, ale na pewno zacznę od tej drugiej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedna z moich ulubionych książek :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie cyztalam, natomiast film bardzo lubię i masz racje to troche dziwne, ze ekranizacja jest bardziej znana od skiazki.. Ale ludziom latwiej obejrzec film.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja książki nie czytałam, ale mam ją oczywiście w planach. Za to film uwielbiam i już nie mogę się doczekać, kiedy sięgnę po pierwowzór i dam się ponieść wyobraźni. Muszę tylko w końcu odłożyć pieniążki i zakupić te książki, a z tym u mnie cieżko, bo zwykle jak tylko mam coś w portfelu to napadam na antykwariat i wychodzę z naręczem książek :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oglądałam film i moim zdaniem jest wprost fenomenalny. Z reguły książki zawsze są lepsze, wiec zdecydowanie muszę sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń