poniedziałek, 9 czerwca 2014

Pod ziemią w Villtte

Zdecydowanie nie mogę nazwać się pierwszym specem kryminałów. W życiu nie przeczytałam ich nadzwyczajnie dużo, jednak bez zająknięcia się potrafię wymienić te słabe, a także te, przez które nie zmrużyłam oka. A jeśli dzielę już przeczytane powieści zbrodni na kategorie, to nie mogę nie wspomnieć o tych powstałych w Skandynawii, które zwykle wyróżniają się szczególną nietuzinkowością. Do gatunku wprowadziły mnie Nauczycielka oraz Dziewczęta z Villette - książki pióra nieznanej dla mnie wówczas Ingrid Hedstrom. Od tamtej pory pochłonęłam już kilka innych tytułów z Czarnej Serii, jednak z przyjemnością zabrałam się do lektury najnowszej książki autorki, którą chyba już zawsze będę wspominała z sentymentem. Czy stanęła ona na wysokości zadania?


Podczas rozładowywania rudy żelaza zostają odkryte zwłoki młodego mężczyzny, który trzyma w dłoni strzęp szwedzkiej gazety. Szybko okazuje się, że morderstwo ma coś wspólnego z tajemniczym pożarem kopalni węgla czterdzieści lat wcześniej. Pożarem, którego przyczyna nigdy nie została odkryta. Czyżby zmarły poznał tożsamość sprawcy? A może prawda jest o wiele bardziej zawiła?

Hedstrom jak zwykle zaskakuje nietypowym pomysłem na zbrodnię, którą wikła jednocześnie w niewyjaśnione zdarzenia w przeszłości, zaciekawiając czytelnika do granic możliwości. Nie macie pojęcia, ile razy dosłownie podskakiwałam ze zniecierpliwienia, bo chciałam znać już rozwiązanie! Autorka umiejętnie buduje napięcie i wprowadza interesujące wątki poboczne, rozluźniające naprężoną zwykle do granic możliwości atmosferę. 
Z przykrością stwierdzam jednak, że przy trzeciej książce pani Ingrid wyczuwam już pewien schemat, którym kieruje się w swoich dziełach. Morderstwo, i równoległe prowadzenie wątków prywatnych Martine, jej męża bądź znajomych. Wyjawienie się w niedługim czasie, że któryś z owych prywatnych wątków w bezpośredni sposób łączy się z morderstwem, a jednocześnie najczęściej krwawymi wydarzeniami z przeszłości. I irytujący mnie już tzw. "zaginiony puzzel" w śledztwie. Dostrzegłam także pewien motyw, ściągnięty jakby z pierwszego tomu Millenium, nie będę już przybliżała dokładnie...
 Nie lubię powielania wątków, jednak jestem w stanie wybaczyć je, gdy łączą się one z naprawdę dobrą historią. A ta w Pod ziemią w Villette jest taka. Bo faktem jest, że od tej książki nie można się tak po prostu oderwać - w każdym razie nie z własnej woli. Nie można także nie polubić sędzi śledczej Martine, która ma w sobie to coś, co natychmiast wywołuje dlań sympatię. A warto wspomnieć, że niejeden kryminał z prawdziwym potencjałem został popsuty przez drażniącego odbiorcę detektywa.

Pod ziemią w Villette być może nie jest najlepszym kryminałem na świecie, ale zdecydowanie nie można przejść koło niego obojętnie - tak samo jak nie można odgadnąć rozwiązania, dopóki nie zrobi tego Martine. Jestem pewna, że usatysfakcjonuje on wszystkich fanów gatunku. Mnie na razie nie pozostaje nic innego, niż wyczekiwanie na kolejną książkę Hedstrom!

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz "Pod ziemią..." cieplutko
dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca!

6 komentarzy:

  1. Lubię czarną serię, więc pewnie w końcu i ta powieść trafi w moje ręce ; )

    OdpowiedzUsuń
  2. Co Ty się ostatnio tak przestawiłaś na kryminały? O.o

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, może kiedyś. Lubię Czarną Serię.

    OdpowiedzUsuń
  4. W życiu przeczytałam tylko jeden kryminał :P Nawet nie pamiętam o czym był, ale jakoś nie zapałałam miłością do tego gatunku :) Może skuszę się na "Pod ziemią w Vilette" ale nic nie obiecuję :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo lubię czarną serię, więc i po tę pozycję chętnie sięgnę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń