wtorek, 15 lipca 2014

"Kiedy ktoś napotka kogoś, kto buszuje w zbożu..."

Kojarzycie Szukając Alaski Greena, prawda? Wiem na pewno, że wielu z Was już dawno przeczytało debiut Zielonego. I nawet ja, choć do tej pory się z nim nie zapoznałam, byłam bardzo zainteresowana mnogością pozytywnych recenzji i opinii. W wielu z nich wyczytałam, że książka porównywana jest do "przełomowego Buszującego w zbożu". I tu zaczyna się dzisiejszy post. Oryginalność tytułu od razu zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Postanowiłam więc sprawdzić, czy treść jest równie warta uwagi. Czy odpowiedź okazała się twierdząca? Przekonajcie się sami!

Holden Caulfield jest nastolatkiem, ale nie takim do końca normalnym. Zdaje się myśleć zupełnie inaczej niż jego znajomi, a także być od nich pod wieloma względami dojrzalszy - i przez to czuje się samotny. Prawie wszystko go irytuje. Kiedy chłopak dochodzi do wniosku, że ma dość, po prostu ucieka ze szkoły. Wyrusza do Nowego Yorku, gdzie chce rozpocząć nowe życie. Czy szesnastolatkowi udaje się to?

Nie potrafię dokładnie określić, czego spodziewałam się po Buszującym w zbożu, ale na pewno nie jest to to, co otrzymałam. Wyobrażałam sobie chyba, że Salinger pisze podobnie do Greena - zabawnie, lekko, trochę ironicznie (mówię teraz o Papierowych miastach, bo jak mówiłam - Alaska jest wciąż przede mną). Prawda natomiast przedstawia się troszeczkę inaczej. Niełatwo jest mi dobrze dobrać słowa, ale odbieram styl autora jako trochę mroczny. A na pewno... szary. Jednak nie w znaczeniu "nijaki", o nie! Szary jest raczej świat widziany oczami Holdena. Jakby... nie spełnił jego oczekiwań. A więc zupełnie inaczej niż u Zielonego, gdzie bohaterowie zazwyczaj tryskają optymizmem. Mimo to Holden jest aż niewiarygodnie prawdziwy. Młody, a więc często głupi i naiwny. Czasem dziecinny, a czasem niesamowicie poważny. Nie potrafiący przestać się śmiać, aby w pięć minut później być na powrót przygnębionym beznadzieją świata. Samotny. Poszukujący swojej drogi. I siebie.

Lepiej nigdy nikomu nic nie opowiadajcie. Bo jak opowiecie - zaczniecie tęsknić.

Z chłopakiem łączyło mnie milion różnych cech i chyba właśnie dlatego nie mogłam go polubić. Rzadko kiedy darzę sympatią postacie podobne do mnie, gdyż wyraźnie widzę wtedy swoje wady. Holden więc przez znaczną część książki okropnie mnie irytował, co utrudniało mi lekturę (i nie pomagała mi w niej też okropnie powolna akcja). Poza tym główny bohater miał strasznie denerwującą tendencję do powtarzania co dwa zdania "słowo daję", "szalenie" bądź "fakt". Na początku mało od tego nie oszalałam, potem jednak zdołałam się jakoś przyzwyczaić. No i jedno muszę Holdenowi przyznać - miał on poczucie humoru. Czarne jak sama noc, ale jednak niezwykle skuteczne. Dzięki jego uwagom raz za razem wybuchałam śmiechem (co było dość niezręczne, biorąc pod uwagę fakt, że książkę czytałam w głównej mierze w pociągu). A ponadto wcale nie tak łatwo jest znaleźć inteligentnego bohatera powieści młodzieżowej. Holden na szczęście taki był. Miał dryg do zauważania rzeczy, które w jakiś sposób mi umknęły, dzięki czemu miałam parę dłuższych refleksji.

Buszujący w zbożu może nie jest najlepszą książką, jaką w życiu czytałam, ale nie żałuję jego lektury. Wydaje mi się, że jest to jedna z tych pozycji, które każdy powinien przeczytać choć raz. Każdy w końcu "buszuje" szukając swojej drogi. A co jak co, ale autor ma na pewno talent do wczuwania się w skórę nastolatka. I z pewnością nie jest to moja ostatnia książka Salingera. Więc może nie jakoś szczególnie entuzjastycznie, ale - polecam. 

Moja ocena: 6/10

12 komentarzy:

  1. Ja lektury też nie żałowałam, ale jednak zawiodłam się. Nie wiem zupełnie, skąd ten cały szum, że to niby jakiś fenomen, czy coś. Dla mnie jedyną zaletą Holdena jest to, że ta postać jest tak wkur**wiająca, jak to tylko możliwe. Zdecydowanie, jeśli taki był zamiar Salingera, to powiódł mu się on bez dwóch zdać. Dla mnie główny bohater to po prostu szczeniak, który za parę lat sam śmiałby się z podobnych do siebie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Miałam bardo podobne uczucia. Kiedyś usłyszałam że osoby w naszym wieku już nie potrafią 'Buszującego...' zrozumieć, ale młodsi powinni się nim zachwycać. Moż tak, ale książka moichoczekiwan nie spełniła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam wrażenie, że między Buszującym a Papierowymi jest gigantyczny rozdźwięk - Papierowe miasta są słabe przede wszystkim. Buszujący dorobił się przez lata jako takiej opinii, zaliczany jest do klasyki literatury, więc chyba warto go poznać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czaję się do tej książki już od dobrych kilku lat. Muszę się w końcu zmobilizować, bo aż mi głupio, że jeszcze jej nie znam.

    OdpowiedzUsuń
  5. może kiedyś się skuszę ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. "debiut Zielonego" - nazw własnych się nie tłumaczy. pamiętaj o tym, egzaminy wkrótce!

    OdpowiedzUsuń
  7. Podobno wagon był pusty, więc przepraszam bardzo, czemu niezręcznie było ci się śmiać? czego się wstydziłaś? że fotele krzywo na ciebie spojrzą?xd

    OdpowiedzUsuń
  8. O tum tytule słyszałam gdy czytałam 'Charliego' głowny bohater o niej wspomniał. Uwielbbiam takie mroczne klimaty i bohater bardzo mnie intryguje. Spodziewalam sie wyzszej koncowej oceny, ale i tak przeczytam :) Zapisuje sobie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Szukając Alaski to moja ulubiona książka Greena :) A Buszującego miałam jako lekturę, całkiem przyjemny.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawiodłam się na tej lekturze, niestety. Nie przypadło mi to do gustu i raczej męczyłam się.

    OdpowiedzUsuń
  11. Generalnie się zgadzam, tylko mnie najbardziej irytowało to, że on cały czas powtarzał, że ma ochotę dryndnąć do Jane (?), a nie zrobił tego ani razu. l;,

    OdpowiedzUsuń
  12. Miałam tą powieść jako lekturę w gimnazjum i pamiętam, że byłam nią pozytywnie zaskoczona. :)

    OdpowiedzUsuń