wtorek, 8 lipca 2014

Jak zwykła malarka stała się księżną

Rok temu miałam niewypowiedzianą przyjemność zapoznać się z Różą z Wolskich - kolejną książką jednej z moich ulubionych autorek, Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk. Róża, idąc tropem Cukierni pod Amorem, zachwyciła mnie pod każdym możliwym względem. Nie mogłam doczekać się premiery drugiej części, a jednak po jej nadejściu jakoś nie składało mi się, aby książkę kupić. Stan rzeczy nie zmienił się aż do tegorocznych Targów w Warszawie, kiedy to przy okazji kupna Rose de Vallenord autorka - spotykana przeze mnie drugi raz - rozpoznała mnie (będę się tym cieszyć aż do samej śmierci). Teraz, po lekturze, jedynymi negatywnymi uczuciami są pretensje do samej siebie, że nie sięgnęłam po Rose wcześniej... ale po kolei. 


Róża postanawia wrócić do Francji, gdzie dowiaduje się o śmierci Rogera. Zrozpaczona kochanka zaczyna miewać myśli samobójcze, nie potrafi sięgnąć po pędzel. Chęci do życia stara się na nowo rozpalić w niej jej zakochany w niej przyjaciel, Serge. 
Ponad sto lat później Nina leci do Paryża, aby dalej prowadzić śledztwo w sprawie kradzionych obrazów Rose. Na miejscu okazuje się, że zamek Vallenordów został sprzedany, a grób malarki jest regularnie przez kogoś odwiedzany. Kobieta postanawia rozwiązać zagadki.

Nawet nie wiem od czego zacząć. Może więc od tego, że jest to według mnie książka idealna? Że sama chciałabym taką kiedyś napisać? I że doskonale wiem, że to się nie zdarzy, gdyż pozycja tak genialna trafia się raz na tysiąc wydanych?

Autorka po raz kolejny wprowadza czytelnika do tętniącego życiem dziewiętnastowiecznego Paryża - miasta kapryśnego i wymagającego poświęceń, ale działającego na swoich mieszkańców jak plaster na ranę. Wyobraźcie sobie te wszystkie bale, domy mody i opery wypełnione po brzegi beztroskimi paryżanami, plotkującymi w najlepsze o nowych artystach Salonu w przerwach między odwiedzinami u kolejnych kochanków. W samym środku tej barwnej niczym obrazy Rogera de Vallenord scenerii znajduje się zdesperowana Róża, a wraz z nią odbiorca, który szybko staje się świadkiem niezliczonych uniesień, namiętności i porywów serca, ale i złamanych serc, intryg, aktów niewierności. Zachwycony pochłania to wszystko z wypiekami na twarzy, co kilkanaście minut zmieniając obiekt sympatii. Pani Małgosia bawi się swoim czytelnikiem, jak chce. W jednym momencie może on wybuchnąć śmiechem, a dwie strony dalej zalewać się łzami. I nie ma na to najmniejszego wpływu. 

Nie rozumiem życia spędzanego na samym życiu.

Rozpoczęcie Podróży do miasta świateł wiąże się z nieprzewidzianymi efektami ubocznymi: depresją po zakończeniu, chodzeniem jak w amoku w przerwach między zapoznawaniem się z dalszymi losami Róży oraz uchodzeniem za dziwaka, jeśli ktoś zobaczy, jak rozmawiasz z książką. W zamian za to masz okazję zapoznać z niesamowitą i niepowtarzalną historią równie niepowtarzalnej kobiety.
Prozy Gutowskiej-Adamczyk zdecydowanie się nie czyta. Ją się degustuje jak najwykwintniejszy deser - powoli, nie chcąc zbyt wcześnie zakończyć delektowania. A po zakończeniu długo pamięta się jej smak.

Byłam przekonana, że pokocham Rose de Vallenord, a i tak zostałam zmiażdżona siłą jej geniuszu. Aż trudno uwierzyć, że tyle emocji może kryć się między stronami jednej książki. Dzięki pani Małgosi odzyskuję wiarę w polskich autorów.
Gorąco, gorąco, gorąco polecam Wam Podróż do miasta świateł i jednocześnie z całego serca zazdroszczę, że w przeciwieństwie już do mnie, możecie zapoznać się z tą historią pierwszy raz. 

Moja ocena: 10/10

13 komentarzy:

  1. Czytałam pierwszą część, podobała mi się, ale nie oceniłabym jej tak wysoko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam cykl Podróż do miasta świateł :) I również wszystkim gorąco polecam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Cukiernię pod Amorem!!
    Koniecznie przeczytam i tę serię:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam jeszcze żadnej książki tej autorki, ale widzę że powinnam to zmienić. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta książka ma w sobie coś takiego, że chyba przerwę moją niechęć do polskich autorów i ją przeczytam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja bardzo lubię Cukiernię Pod Amorem i chyba jeszcze bardziej Różę z Wolskich, ale na Rose okrutnie się zawiodłam. W ogóle nie porwała mnie ta książka, sama Róża była bardzo zmieniona (gdzie się podziała ta silna kobieta?), a ta część współczesna fabularnie była po prostu słaba. I niestety nie pamiętam z tej książki zbyt wiele, aż odszukałam swój własny tekst i przypomniałam sobie, o co mi chodzi z tą książką :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Pozwoliłam sobie wysłać tę recenzję do Pani Gosi. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hm, napisałabym "owa recenzja, acz poprawna gramatycznie, nie zachęciła mnie do skonsumowania danej pozycji, więc podziękuję uprzejmie", ale zastanawiam się nad zjedzeniem (nawiązując do konsumowania z recenzji) Cukierni pod Amorem.

    OdpowiedzUsuń
  9. ojej, bardzo dziękuję! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. taaak, ta seria jest cudowna! a w lutym nowa książka Gutowskiej-Adamczyk *.*

    OdpowiedzUsuń
  11. Też bym się podniecała, gdyby mnie rozpoznał lubiany autor:) Książka brzmi nieźle, recenzja entuzjastyczna, a nie słyszałam wcześniej o autorce.

    OdpowiedzUsuń
  12. Kusisz mnie opisem i okładka też do mnie przemawia, z chęcią zajrzę!

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie miałam jej w planach, ale Twoja recenzja dała mi do myślenia

    OdpowiedzUsuń