niedziela, 25 stycznia 2015

Jedyne rozwiązanie (Oskar i pani Róża)

Oskar i pani Róża - brzmi znajomo, co?
Jest to książka określana jako poruszająca, niesamowita, nieśmiertelna, "na miarę Małego Księcia". Dla mnie natomiast to po po prostu pozycja, która mieszkała na mojej półce od co najmniej roku, a w sercu od dobrych kilku. Bynajmniej nie dlatego, że nie miałam na nią ochoty. Wiedziałam po prostu, że w trzeciej klasie przyjdzie mi ją omawiać w szkole, a nie przepadam za ponownym czytaniem książek (chyba, że autor ma na nazwisko Musierowicz). A że piszę te słowa, to chyba oczywiste, że wyczekiwany moment już nadszedł.
I co? Mocna? Wzruszająca? Rzeczywiście porównywalna do Małego księcia?
Zobaczcie sami.

Oskar ma 10 lat i białaczkę. Potajemnie kocha się w swojej szpitalnej sąsiadce, nie przepada za swoimi rodzicami i uwielbia Ciocię Różę, która stara się go przekonać do istnienia Boga. Wymyśla ona rodzaj zabawy, w której jeden dzień odpowiada dziesięciu latom. Jednak czy można przeżyć całe życie w dwanaście dni?

Są książki cienkie, średnie, grube, a także takie liczące zaledwie 80 stron, których nie można zakwalifikować nawet do tej pierwszej kategorii. A jak można napisać sensowną recenzję powieści, która skończyła się, zanim na dobre się zaczęła? Jest trudno, nie ukrywam. Ale parę spójnych zdań powinno udać mi się sklecić. 

Oskar i pani Róża składa się z listów do Boga, pisanych przez nieufnego, cierpiącego, naiwnego chłopca. Choć tematyka choroby pojawiała się już nieraz, to musicie przyznać - nigdy z tej perspektywy. Nigdy oczami kogoś tak młodego; nierozumiejącego, dlaczego właśni rodzice okazują się tchórzami wobec choroby. A to robi wrażenie. Tak samo jak szybki, prostolinijny opis całego ludzkiego życia spędzanego w skróconej formie w szpitalu. Trwającego 12 dni, ale czy różniącego się aż tak bardzo od tych prawdziwych? Przez 12 dni można przecież doznać zarówno miłości, jak i cierpienia; przebaczenia i strachu. 
Jest bardzo, ale to bardzo refleksyjnie. 
Zwłaszcza, że pojawia się też temat wiary. Ale nie takiej - wybaczcie mi określenie - ślepej, lecz traktowanej właśnie z dystansem i nieufnością. I może właśnie przez to bardziej przekonującej? 

Oskar i pani Róża to trochę nietypowa książka. Na pewno też bardzo dobra. Jednak czy wzruszająca?Może trochę. Ale nie aż tak bardzo. Określiłabym ją raczej - zastanawiająca. Tutaj się trochę rozczarowałam, bo w końcu miały być fontanny łez! No i co? Wyszło na to, że beztroski Mały Książę wzruszył mnie bardziej niż chory chłopiec? Coś jest chyba nie tak. 
Ciekawe czy z książką, czy ze mną. 
Jednak nie przeszłam obok niej obojętnie, to na pewno. Tego jednego się nie da. 
I jestem pewna, po raz pierwszy od dawna, że akurat tę książkę przeczyta cała moja klasa. 

A ja myślę, ciociu, że dla życia nie ma innego rozwiązania niż żyć.

17 komentarzy:

  1. Książkę czytałam mimo, że była moją szkolną lekturą, po które raczej nie sięgam. Tej jednak dałam szansę ze względu na opis. Nie zawiodłam się na niej. To jest naprawdę dobra książka :) Na niej i na "Małym Księciu" opieram większość moich rozprawek szkolnych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tylko fragmenty, jednak sprawiłam już sobie książkę. Czeka grzecznie na półce. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja akurat wzruszyłam się czytając tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka daje sporo do myślenia. Jest smutna, owszem, ale nie powoduje morza łez. Była to jedna z lepszych lektur w gimnazjum :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z większością. Ale mnie książka osobiście bardzo wzruszyła. Oskar wydobył ze mnie mnóstwo łez. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ładna recenzja :) Prawdę mówiąc mi też bardziej podobał się Mały Książę. Nie mam pojęcia, dlaczego. Ale trudno odebrać Oskarowi... tytuł refleksyjnej lektury...

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj jest wzruszająca, bardzo. Niesamowicie mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  8. Też miałam nią jako lekturę, tylko chyba w pierwszej klasie.
    Była pierwszą lekturą w gmn którą polubiłam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam jakos w podstawówce chyba... I tak sobie myślę, że warto by było sobie przypomnieć i przeżyć, bo tyle czasu minęło, ja dorosłam, wiec i spojrzenie na literaturę sie zmieniło ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam ją już wiele razy i za każdym razem płaczę. Szczególnie ostatni list Pani Róży... Piękna historia, lecz niestety ze smutnym zakończeniem :)
    sklep-z-pamiatkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. zdecydowanie z tobą jest coś nie tak :)
    oglądałam film i był naprawdę dobry, miałam też przeczytać książkę, ale wyszło jak wyszło xd

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowna, taka do której się wraca, czytałam dwukrotnie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mnie "Mały Książę" się nie podobał(chociaż ma kilka naprawdę pięknych cytatów) i strasznie nie lubię, gdy te książki są porównywane. A "Oskara..." czytałam rok temu i mam do niej wielki sentyment, piękna pozycja <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytałam, piękna książka!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie czytałam jeszcze, bo boję się takiej reakcji, jaką miałaś Ty. "Małego księcia" kocham, to była niesamowita lektura, sądzę, że gdyby nią nie była sięgnęłabym po nią dużo później... Powieści w listach czytam rzadko, ale może warto spróbować. Nigdy się nie dowiem jak zareaguje, jeśli nie przeczytam, prawda?

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojeju, przejmować się, że nie płakało się przy książce, no przestań. Nie zawsze trzeba płakać, żeby dobrze odebrać powieść. ;) Ja przy Oskarze chyba też nie płakałam, ani przy PZW, ani w ogóle przy książkach nie płaczę... no dobra, raz mi się zdarzyło, to było dziwne uczucie. Ale za to ostatnio poryczałam się przy piosence, hahaha xd

    OdpowiedzUsuń
  17. Nigdy o tej ksiażce nie zapomnę. Tak po prostu cały czas we mnie siedzi.

    OdpowiedzUsuń