sobota, 10 stycznia 2015

Z głosem serca nie wygrasz (Ostatnia piosenka, 2010)

W 2010 roku, jako beztroska jedenastolatka, zafascynowana - zgodnie z modą - Miley Cyrus, usłyszałam o pewnym filmie, w którym dawna Hannah Montana otrzymała główną rolę. Pewnego dnia zaczęłam go nawet oglądać, jednak nie przemówił do mnie, niestety. 
Parę lat później dowiedziałam się o istnieniu pana nazwiskiem Sparks, który pisze tak niesamowite książki, że mogę je czytać bez końca i nigdy mi się nie znudzą! Jedną z nich jest powieść, którą przeczytałam w zeszłe wakacje, spędzane nad Morzem Adriatyckim. Zupełnie inaczej niż większość dzieł Sparksa - a przynajmniej ta siódemka, z którą już się zapoznałam - opowiadała ona nie o dorosłych, a o nastolatkach. Nie była najlepsza pod słońcem, ale jak to pana Nicholasa - i tak dobra. 
Dziwnym zbiegiem okoliczności, to właśnie na jej podstawie powstała produkcja, którą zachwycały się wszystkie moje koleżanki kilka lat wcześniej, i którą miałam okazję obejrzeć parę tygodni temu. 
Zarówno książka, jak i film, figurują pod barwnym tytułem Ostatnia piosenka

Poznajcie Ronnie. To typowa buntowniczka, wiecznie kłócąca się z matką i znikająca z domu na całe dnie. W wakacje wbrew swojej woli zostaje wysłana z młodszym bratem na Południe - do ojca, z którym nie zamieniła słowa od trzech lat, odkąd opuścił rodzinę. Dziewczyna na początku opiera się rękami i nogami, ale przestaje, gdy poznaje Willa. Jak się szybko okazuje - miłość swojego życia.



Dziwnie jest oglądać film z aktorką, która w kilka lat zmieniła swój wizerunek o 180 stopni; która z idolki tysięcy nastolatek (raczej tych młodszych, niż tych starszych) zmieniła się w osobę, na widok której unosi się tylko brwi. Przez całe dwie godziny filmu o tym myślałam i choć nie pora jest na to w recenzji, to jednak wiedzcie, że strasznie mi jej szkoda. Mimo wszystko trzeba przyznać, że aktorką była (jest? wciąż gra w jakichś filmach?) nie najgorszą. Oczywiście nie na skalę Oskarów, jednak jako osiemnastolatce wczuwającej się w swoją zakochaną rówieśniczkę, nie można jej nic zarzucić. Trochę inaczej sprawa ma się z Willem (Liamem Hemsworthem) - on mnie nie przekonał. Nie potrafię nawet ocenić gry aktorskiej Liama. To po prostu sama postać Willa jest tu problemem. Jest trochę... nijaki. Zwykły. Przystojny, mistrz siatkówki, pochodzący z bogatej, lecz nieszczęśliwej rodziny... Oj naprawdę, ile razy to już było? 
Poza tym ominięto niektóre wątki, dodano kilka scen. Zgaduję więc, że jest to bardziej adaptacja, aniżeli ekranizacja. Pod tym względem cenię sobie bardziej papierowy oryginał, pełny ciekawych szczegółów, które są niezbędnym uzupełnieniem historii Ronnie. Jednak, chociaż książka była zdecydowanie lepsza, to nie mogła jednak pochwalić się świetnym soundtrackiem muzycznym, który sprawił, że cofnęłam się o niemal pięć lat wstecz i zaczęłam słuchać When I look at you Miley Cyrus. Poza tym nie pamiętam, aby książka, chociaż czytało mi się ją płynniej niż oglądało adaptację, poruszyła mnie jakoś specjalnie - natomiast na filmie trudno się nie wzruszyć. Inna sprawa, że roztkliwienie powodowane jest wątkiem, którym bezwstydnie łatwo wywołać jest łzy - zwłaszcza na ekranie.

Zaznaczę ponownie, że nie jest ambitna produkcja. Nie miała nią być; nie była taka także książka. To po prostu romansidło, które ogląda się, gdy ma się na to nastrój. Czasem naciągane i przewidywalne, ale jednak pełne uczucia, humoru i emocji. Nie z pokroju tych, do których się wraca, ale zdecydowanie z pokroju tych, które poleca się każdemu. 

18 komentarzy:

  1. Oj zdecydowanie nie dla mnie ten film ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem film tak diametralnie różni się od książki, że zaczęłam traktować obie jako osobne historie. Mimo wszystko film jest chyba odrobinę lepszy. Usunięto niepotrzebne sceny, dodano kilka potrzebnych, no i wzrusza nieporównywalnie mocniej! "Ostatnią piosenkę" czytałam tylko raz. Film obejrzałam co najmniej pięciokrotnie. To chyba mówi samo za siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zabieram się za ten film i zabieram, ale zawsze jest coś, co nie pozwala mi go obejrzeć. Muszę to nadrobić, bo już o książce słyszałam dobre opinie, a romansidła naprawdę lubię, więc z wielką przyjemnością również zerknę na adaptację :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oglądałam film, czytałam książkę. Uwielbiam je :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jejku, oglądałam je jakieś trzy lata temu i płakałam rzewnie <3 chyba dzisiaj sobie do tego wrócę, tak sentymentalnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam książkę - wzruszyłam się!
    Ale filmu nie przetrawiłam - w połowie zakończyłam seans.

    OdpowiedzUsuń
  7. O! Zaskoczona jestem taką pozytywną opinią, w sumie sama nie wiem czemu - żadnych innych nie czytałam. Zaczęłam oglądać Ostatnią piosenkę i po 15 minutach wyłączyłam. Może nie miałam odpowiedniego nastroju, ale głównie irytowała mnie gra Miley. Nie mogłam, strasznie mnie odrzuciło, ale chyba po Twojej pozytywnej recenzji zrobię drugie podejście, jednak zaczekam na odpowiedni nastrój :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ani książka, ani film to produkcje nie w moim stylu. Mimo to obejrzałam, z czystej ciekawości, i nie żałuję. Przyjemnie się oglądało, choć takie historie są dla mnie trochę zbyt naiwne. :)
    sklep-z-pamiatkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Ekranizacja wydaje się być ciekawa, ale najpierw muszę zapoznać się z książką Sparksa. Bardzo ciągnie mnie do jego twórczości :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oglądałam i miło wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Miałam okazje i przeczytać i obejrzeć i muszę przyznac, że ta historia bardzo mi się spodobała, jednak bardziej spodobał mi się sam wątek choroby ojca, głownej bohaterki :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Film uwielbiam od zawsze. Mogłabym go oglądać kilka razy w miesiącu. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja i Sparks ostatnio się nie lubimy, więc nie zamierzam ani czytać książki, a tym bardziej oglądać filmu ;).

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie, to nie jest film dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dawno oglądałam i podobał mi się <3
    Myślę, że to czas by obejrzeć go na nowo :D

    OdpowiedzUsuń
  16. Zarówno książkę, jak i film kocham z całego serca :).

    OdpowiedzUsuń
  17. Owszem, to nie jest kino wysokich lotów, ale świetnie się ten film ogląda:) O wiele lepiej, niż czyta się książki Sparksa, które są obrzydliwie toporne.

    OdpowiedzUsuń
  18. pamiętam akurat jak mówiłaś coś o tym filmie, nie jest źle xd
    ale pll..... omg, wciąż jestem zszokowana

    OdpowiedzUsuń