czwartek, 8 stycznia 2015

Poznajemy siebie dopiero w nieszczęściu (Maria Antonina #3 - Juliet Grey)

Czy doznałeś kiedyś uczucia przypominającego utratę przyjaciela, kiedy odkładałeś skończoną książkę? Ja doświadczyłam tego tylko kilka razy. Pamiętam je wszystkie. Ostatni miał miejsce kilka dni temu.
Zapraszam na recenzję pozycji, która - choć jest dopiero 8 stycznia - z pewnością znajdzie się w rankingu najlepszych książek 2015 roku. 

Początek ostatniej Marii Antoniny wcale nie był kolorowy. Jakkolwiek pierwsze dwa tomy pochłonęłam zapominając o bożym świecie już od pierwszych rozdziałów; czytając z podnieceniem, przyjemnością i wypiekami na twarzy, to z Z pałacu na szafot rzecz ma się trochę inaczej. Co najmniej jedna trzecia była niestety - nie ukrywajmy - nieciekawa. Mogłoby się wydawać, że to w końcu ta sama Antonina i Ludwik, francuski dwór; ten sam fantastyczny styl pisania Juliet Grey, dzięki któremu lekturę czyta się płynnie i lekko... Jak więc trzeci tom nagle może okazać się słabszy? To jednak nie takie proste. Prawda jest taka, że nie przebywamy już w Wersalu i coraz mniej do czynienia mamy z kochankiem Antoniny - Axelem (a więc tracimy ważny i interesujący wątek romantyczny); już nie śledzimy królewskiego i pasjonującego życia Majeste. Co zaś zyskujemy? Politykę. I to właśnie ona dominuje nad resztą wątków ostatniej części historii Antoniny. Uczucia zastępują raczej dekrety, intrygi i postępy w rewolucji. Ale to przecież nie ich chce czytelnik, prawda?

Nie martwcie się. To się zmienia, kiedy rewolucja zaczyna nabierać tempa.
Im więcej ściętych głów, tym bardziej początkowa niechęć do książki topnieje.

Juliet Grey opisuje rewolucję francuską z taką dozą emocji i szczegółów, jakiej autorzy podręczników do historii wystrzegają się choćby ze względów humanitarnych. Jest drastycznie. Bardzo. W pewnym momencie miałam nawet wrażenie, że czytam coś na kształt horroru. Odpowiedzmy sobie więc wszyscy na pytanie, na jakim świecie żyjemy, że udokumentowane wydarzenia historyczne, które wydarzyły się wcale nie tak dawno temu - a przecież były tylko kroplą w morzu całej krwawej historii świata! - wydają się horrorem.

Emocje zatem oczywiście pojawiły się. Z całą mocą. I choć w wielu momentach otwarcie się nudziłam, to jednak muszę przyznać, że trzeci tom zawiera w sobie najpotężniejszy ładunek emocjonalny.
Zacznę od tego, że właściwie to nawet nie wiem, co jest czystą prawdą historyczną, a co zostało podkoloryzowane przez autorkę. Jednak wierzcie mi, że to jest nieważne. Wiem jedno - nie mogłam przestać myśleć o tym, jak można traktować tak kobietę. Kochającą żonę, oddaną matkę. Człowieka. Pokochałam Antoninę jak siostrę i drogą mi przyjaciółkę. Jednocześnie wciąż nie mogę wyjść z podziwu nad jej hartem ducha, dumą i odwagą. W ciężkich chwilach przywiązałam się do niej bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, rozpaczliwie odliczając strony do końca. To zabawne, nie uważacie? Przecież od pierwszej strony Z Wiednia do Wersalu wiedziałam, jak to się skończy. Świadomość nie powstrzymała jednak moich łez. Nie spodziewałam się, że będę tak płakać nad osobą wymienianą w podręcznikach do historii jako zwykłe nazwisko - a przecież jej życie to nie tylko wiadomy koniec, ale długi ciąg wzlotów i upadków, uniesień i zawodów, miłości, nienawiści, kłamstw, marzeń.... Ciąg, który miałam okazję poznać w całości i dlatego tak przejęłam się jego smutnym zwieńczeniem. Pierwszy raz od dawna doświadczyłam widoku wirujących, zamazujących się liter. Brak możliwości czytania dalej przywitałam jednak z wdzięcznością. Nie chciałam już dalej tego robić! A jakkolwiek już przez ostatnich kilkadziesiąt stron nieustannie drżałam i mrugałam wilgotnymi powiekami, to ostatnie rozdziały całkowicie mnie już rozkleiły. Z moją tendencją do nadmiernego przeżywania tak smutnych historii, pewnie w ogóle nie powinnam sięgać po tego typu książki. Pytanie tylko, czy wtedy wiedziałabym, czym właściwie jest naprawdę dobra literatura.

Juliet Grey napisała w posłowiu, że nie może zmienić zakończenia tylko po to, żeby czytelnik nie płakał. Dodała "trudno, czytelniku, łap za chusteczkę i szlochaj, ale przyjmij to do wiadomości". Przez chwilę - tuż po poznaniu ostatniego zdania powieści - miałam do niej pretensje. Przecież przez długi czas zajmowała się zupełnie nieistotnymi wobec naprawdę ważnych problemów wątkami, skutecznie odciągając czytelnika od niemiłych spraw i łudząc go, że przykre zakończenie nigdy nie nastąpi. A potem z rozmachem zademonstrowała, że jest to niemożliwe. To okrutne! W końcu doszłam jednak do wniosku, że pretensje mogę mieć jedynie do, jak zwykle, ludzi. Bo czy obecnie rewolucja wyglądałaby inaczej?
Trudno jest mi rozstawać się z jedną najdroższych mi postaci literackich, a zresztą także z jedną z najlepszych trylogii na świecie. Historia Marii Antoniny - w dodatku pióra tak znakomitej pisarki - jest po prostu epicka. Przeczytajcie ją, proszę! Królowej jesteśmy to winni jako bliźni, natomiast autorce - jako czytelnicy. Sama z chęcią zrobiłabym to jeszcze raz, a potem jeszcze raz i jeszcze jeden, ale jestem pewna, że nie dałabym rady ponownie przebrnąć przez tak emocjonalną i burzliwą serię, wnoszącą w życie tyle łez, pasji i szaleńczych myśli. Zróbcie to, jeśli tylko jesteście na to gotowi. Przeczytanie tak poruszającej książki, choć wydawać się może inaczej, jest nie lada wyzwaniem.
Jestem dumna, że dałam radę mu sprostać.

Vive la reine. Vive le roi. 


Kiedy nadchodzi pora powiedzenia adieu, człowiekowi zawsze zaczyna brakować czasu.

8 komentarzy:

  1. Ja jestem dopiero na jakiejś 150 stronie i choć większych wzruszeń jeszcze nie było, to przeraża mnie dalszy ciąg.. Póki co irytuje mnie niesamowita hipokryzja Francuzów, po prostu nie mogę jej znieść... Boję się czytać dalej :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym razem książka ewidentnie nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie bym się skusiła, zdecydowanie zainteresowała mnie powyższa lektura i jej tematyka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moim zdaniem to najlepsza część serii i - tak jak zauważyłaś - najbardziej emocjonalna. Choć nie pałałam do Antoniny ciepłymi uczuciami, to przy lekturze ostatniego tomu naprawdę zrobiło mi się jej żal.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam tę książkę w planach, ale raczej na mnie jeszcze poczeka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo chciałabym poznać. Brakuje takiej literatury w moich zbiorach.

    OdpowiedzUsuń
  7. Adieu powiem tej książce zanim powiem bonżur xd BADUM TSS

    OdpowiedzUsuń