Dwa miesiące temu miałam okazję zwiedzić Barcelonę. Bez ustanku myślałam wtedy o tym, że gdzieś pode mną mogą kryć się tysiące, dziesiątki tysięcy ukrytych przed ludzką zawiścią książek. Niemożliwe było wtedy niemyślenie o dziełach Zafona, ale trudne jest także podczas zwykłych dni. Pierwsze wejście do świata Sempere'ów jest jak nieświadome zaakceptowanie tego, iż rozmyślać o nim będziesz aż do końca swoich dni. I wyczekiwać kolejnych książek swojego Mistrza. A kiedy już dorwiesz taką... zobaczcie zresztą sami.

Ciężko jest streścić fabułę książeczki, która ma zaledwie 60 stron. Zupełnie łatwo jest natomiast określić, na jakie nurtujące wiernego czytelnika Zafona pytania ona odpowiada. Jaka jest przeszłość tajemniczego wydawcy Davida Martina? Co autor Don Kichota z La Manchy - Miguel de Cervantes - robił w Barcelonie? I wreszcie: skąd wziął się Cmentarz Zapomnianych Książek?
Zawsze gdy tylko kończę czytać jakąś książkę Zafona, jestem całkowicie wyprana z emocji, zdolna jedynie do ogłaszania całemu światu "to było niesamowite!". Już z pierwszym zdaniem geniusz autora uderzył we mnie z całą mocą, choć oczywiście uderzenie to było proporcjonalnie do długości mniejsze. A kiedy będąc na 18 stronie musiałam przerwać ze względu na obiad i w związku z tym próbowałam na głos wykrzyczeć, jaką cudowną historię mam zaszczyt właśnie czytać, nie dałam rady. Zaniemówiłam z wrażenia. Bo znowu przyszło mi odwiedzić Barcelonę, choć tym razem XVI/XVII wieczną, i znowu została ona przedstawiona w klimacie mrocznej baśni pełnej magii, namiętności, uniesień oraz upadłych aniołów. Tylko w skróconej wersji, i z rycerzami w tle. Oczywiście nie można też zapomnieć o Miguelu de Cervantes. Wplątanie go w całą tą zawiłą historię okazało się mistrzowskim (a jakże by innym) posunięciem, a zakończenie...! Proza Zafona po prostu mnie uskrzydla. Uzupełnia braki piękna w mojej duszy. I uwrażliwia na to piękno. Jest jak pajęcza sieć, która łapie w pułapkę serce czytelnika. Sieć utkana z poetyckich, acz przepełnionych humorem, mrokiem i nostalgią słów. Zaplątanie się w nią jest największą możliwą rozkoszą.
(...) nawet jeśli życie nie jest snem, to przynajmniej jest spektaklem, w którym okrutny absurd opowieści snuje się zawsze pośród kulis, a między niebem a ziemią nie ma większej i skuteczniejszej zemsty niż wykuwanie, słowo po słowie, piękna i przemyślności, by odnaleźć sens w bezsensie rzeczy.
Wiecie, kiedy po ostatnich słowach i wielkim "wow!" przytuliłam do siebie Księcia Parnasu, poczułam bijące od niego ciepło. Na pewno pochodziło od mojej rozpalonej emocjami skóry, z którą stykała się książka, ale przez chwilę mimowolnie pomyślałam, że to tak jakby książka miała serce. Ale nawet jeśli nie ma tego organu, to z pewnością ma duszę, jak cała seria, przypaloną zresztą nienawiścią i ogromnymi porywami serca. O niej mogę mówić bez końca, ale po prostu brakuje mi słów, żeby opisać moją miłość do całej twórczości Carlosa Ruiza Zafona jako taką. I jak na złość, nikt nie wymyśla żadnych nowych, aby mi to ułatwić! Chyba więc przestanę o niej myśleć, po prostu się jej oddam. A zamiast o codziennych troskach, będę myślała o Cmentarzu Zapomnianych Książek. Czy jest jakaś różnica, skoro i tak wspominamy tylko to, co nigdy się nie wydarzyło?
Moja ocena: 10/10