środa, 28 stycznia 2015

Cisza kluczem do szczęścia (Love, Rosie)

Love, Rosie to chyba jedna z tych książek, które albo się kocha, albo nienawidzi. Naprawdę trudno jest znaleźć złoty środek przy tak dużej popularności. Sama nigdy nie zastanawiałam się, do której z grup sama będę należeć - nawet nie spodziewałam się, że kiedykolwiek sięgnę po tę pozycję. Lektura jest zasługą wyłącznie świeżutkiej ekranizacji... a nawet nigdy jej nie widziałam! Czy było warto? Zdecydowanie tak. Z przyjemnością stwierdzam, że właśnie dołączyłam do fanów historii Rosie Dunne!

Rosie i Alex zawsze trzymali się razem - jako siedmiolatkowie siedzący razem w szkolnej ławce; dziesięciolatkowie, którzy trochę wstydzili się przyjaźni z płcią odmienną; szesnastolatkowie upijający się do nieprzytomności. Uważali, że całe życie będą trzymać się razem. Wtedy jednak Alex wraz z całą rodziną przeprowadził się do Bostonu, a wkrótce po wyjechaniu przyjaciela na drugi koniec świata Rosie dowiedziała się, że jest w ciąży. Bynajmniej nie z Alexem. Zaczęły pojawiać się pytania: czy ich przyjaźń przetrwa? I czy rzeczywiście nic nigdy nie stanie jej na przeszkodzie?

Chyba każdy, kto w jakikolwiek sposób zetknął się z Love, Rosie, usłyszał też, że składa się ona wyłącznie z korespondencji (mailami, smsami, listami, chatem internetowym itd.) między bohaterami. Kiedy o tym pomyślę, to ktoś mówił mi o tym wcześniej, ale i tak otwierając książkę potężnie się zdziwiłam. Mój cały optymizm odnośnie popularnej powieści Ahern w sekundę się rozwiał, ustępując miejsca sceptycyzmowi. "Listy, poważnie?", myślałam. "Książka bez dialogów?!". Jednak nie martwcie się. Prawdziwie utalentowany pisarz poradzi sobie nawet z taką formą wypowiedzi! Listy nie przeszkadzają w swobodnym zapoznawaniu się z historią Rosie Dunne - przeciwnie nawet, ułatwiają je. Już dawno nie czytałam powieści, którą pochłaniałabym w tak błyskawicznym tempie - niczym ulubiony smakołyk! Jeśli jednak zastanowić się głębiej, Love, Rosie rzeczywiście należy do mojego ukochanego, specyficznego gatunku. Mamy bowiem do czynienia z dużą dozą gorzkiej zazdrości, nie zawsze słodkiej miłości oraz przyjaźni nie typowej, bo damsko-męskiej. A odwieczny spór o istnienie takiej przyjaźni okazuje się być wdzięcznym tematem do naprawdę dobrej książki!
Love, Rosie to także zabawne połączenie ironii i charakterystycznego poczucia humoru, godnego samej Helen Fielding. Wiele razy śledząc losy Rosie miałam wrażenie, że czytam Dziennik Bridget Jones i prawie tyle samo razy co przy lekturze tej jednej z moich ulubionych książek, parskałam śmiechem. A chociaż wesołych momentów jest tyle, że nie sposób się nudzić, to nie brak też chwil poważnych i refleksyjnych. Pani Fielding, ma pani poważną konkurentkę w osobie Cecelii Ahern!

Love, Rosie może być zarówno fantastyczną, relaksującą odskocznią od rzeczywistości, jak i wzruszającą, niepowtarzalną historią, która wyciśnie z ciebie łzy, jeśli tylko odpowiednio się wczujesz. Jeśli wciąż się wahasz, odpowiedz sobie na pytanie: czym jest dla ciebie cisza? Czy lubisz rozmawiać z kimś bez słów? A może nie masz osoby, z którą możesz tak wymownie pomilczeć? W takim wypadku Love, Rosie jest książką dla ciebie. Przecież nikt nie zna ciszy bardziej magicznej, niż tej panującej podczas zaczytywania się w doskonałej powieści! 


Za możliwość poznania tej przepięknej historii miłosnej
serdecznie dziękuję Wydawnictwu Akurat!

15 komentarzy:

  1. No ja mam mały problem z tą książką... Chyba jestem gdzieś pomiędzy w ocenie, bo i owszem, czytało się miło i przyjemnie, a i to mi czasem potrzebne, ale historia była sama w sobie często dość głupiutka. Tak samo jak główna bohaterka, która pod względem dojrzałości psychicznej niczym nie różniła się w wieku lat dwudziestu i czterdziestu. Odnotowałam parę mankamentów, ale i tak pomysł na powieść bardzo fajny, porusza ciekawy i wielopoziomowy temat, czyli przyjaźń damsko-męską. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna z moich ulubionych książek ostatniego czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podobała mi się ta książka. Teraz mam ochotę poznać inne powieści tej autorki. I oczywiście, koniecznie muszę zobaczyć ekranizację :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdecydowanie muszę ją przeczytać, lecz nigdy nie ma okazji by ją kupić :c
    http://zagoramiksiazek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja niestety uplasowałam się w tej drugiej grupie: czyli tych, którzy tej książki nie trawią ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Śliczna recenzją :) Sama bym lepiej tego nie ujęła! I w 100% zgadzam się z Tobą. Po prostu Love, Rosie jest wyjątkowa ;) My_books

    OdpowiedzUsuń
  7. Książka mi się podobała, chociaż jest raczej mało "rzeczywista" :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam na swoim stosiku od ponad miesiąca, muszę niedługo przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka na półce stoi od miesiąca może w lutym uda mi się po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  10. Zarówno książka jak i film jeszcze przede mną. Mam nadzieję, że pozycja zachwyci mnie w równym stopniu, co Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niestety nikt mnie do tej książki już nie przekona. Nie lubię takiej literatury.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zdecydowanie kocham tą historię! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeju, wszędzie słyszę tylko o Rosie, muszę wreszcie przeczytać(szkoda, że mój portfel jest innego zdania xD) :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie miałam okazji, ani oglądać, ani czytać, czego ogromnie żałuję. Powieść w listach, rzadko się z tym spotykam, ale tu dzięki humorowi(ja również uwielbiam Bridget Jones) i scenom refleksji mam na nią ogromną ochotę. ;)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń