sobota, 2 sierpnia 2014

Morze spokoju

Zacznę jak wszyscy: jak dobrze wiecie, ostatnio rynkiem wydawniczym zawładnął kradnący serca nastolatek nowy gatunek - New Adult.
A teraz już coś nowego: o dziwo nie przeczytałam ani jednej książki reprezentującej ten gatunek. Mało tego, nie przeczytałam nawet ani jednej pozycjii z prekursora NA – Young Adult. W każdym razie na pewno nie w  formie, w której zostałaby tak nazwana. You know. Ale przecież to nie było tak, że nie miałam zielonego pojęcia, co zastanę którejś z tych książek. Były ich opisy, były recenzje. Miałam - i dlatego trzymałam się od nich z daleka… aż do zeszłej środy. Jak wrażenia?

Nastya jest zupełnie inna niż jej rówieśnicy. Nie myśli o chłopakach i ciuchach - myśli o tym, że gdzieś kryje się jej morderca. Że powinna już nie żyć. Ubiera się i maluje na czarno; jest tak aspołeczna, jak tylko się da. No i nie mówi. Nie wypowiedziała ani słowa od Tamtego Zdarzenia. Kiedy poznaje Josha, który wydaje się ją akceptować i nie zadawać żadnych pytań – a przy okazji być równie tajemniczy jak ona - nie zamierza dopuścić go do siebie zbyt blisko. Coś jednak nie idzie zgodnie z planem… Czy parze uda się ocalić siebie nawzajem? I czy odnajdzie swoje Morze spokoju?

Moje czytanie Morza Spokoju przypominało nawet nie jedną wielką huśtawkę nastrojów, tylko największy okręt świata na najbardziej rozszalałym morzu. Zdecydowanie nie Spokoju.
Zaczęło się źle. Wszystko mnie w tej książce denerwowało. Każdy mały szczególik. Zachowywanie się Nastyi, jakby była najbardziej pokrzywdzoną osobą na świecie (co do tego, to nie zmieniam zdania, niezależnie od wszystkiego. To nie jej historia, choć niewątpliwie okropna, ruszyła mnie w tej książce… ale po kolei). Niedopracowane detale – na przykład, kiedy bohaterka powiedziała że jeśli chodzi o wygląd, są z matką identyczne… a kilkanaście stron później stwierdziła, że chciałaby być do niej podobna (nie mam pytań). Wciąż uważałam, że autorka nieudolnie próbuje się wczuć w skórę nastolatki, co przecież jest niemożliwe. I jednocześnie Nastya troszeczkę przypominała mi mnie samą, a jakiekolwiek podobieństwo książkowego bohatera do mnie jest w moich oczach najgorszą możliwą zbrodnią do popełnienia. Warto wspomnieć, że przy tym wszystkim miałam fatalny humor – a kiedy mam zły dzień, wady w czytanych książkach wydają mi się jeszcze większe.

A potem, sama nie wiem kiedy, to się zmieniło o 180 stopni. W którymś momencie po prostu stwierdziłam, że śmieję się w głos z żartów najbardziej bezpruderyjnego człowieka w książkowym świecie w postaci najlepszego przyjaciela Josha, oraz że z całego serca kibicuję temu ostatniemu i Nastyi. Że nie mogę przestać myśleć o tej historii i oderwać się od niej, i że niemal podskakuję ze zniecierpliwienia, kiedy wreszcie poznam tajemnicę dziewczyny. Zaczęłam rozumieć, co urzekło tak wszystkich w Morzu – to powolne poznawanie się pary; nabieranie do siebie zaufania bez wypowiadania słów; romantyczne, choć niby zwykłe sceny, które strasznie chciałoby się przeżyć samemu. Ukazanie, że każdy może znaleźć jasny promień w tym szarym świecie.

A potem nastąpił kolejny zwrot. Morze spokoju już dawno przestało mnie irytować, ale na powrót zaczęło mnie nudzić. Przestało być tak niesamowicie niepowtarzalne i wyjątkowe. Znowu pojawiło się coś okropnie schematycznego, bez czego najwidoczniej żadna książka dla młodzieży nie może powstać. Na początku, kiedy byłam tak źle nastrojona do Morzu spokoju, spodziewałam się, że tak będzie, i mój zmysł czytelniczy najwidoczniej mnie nie zawiódł. W tym momencie zaczęłam być obojętna na dalsze losy Josha i Nastyi…

… aby na sam koniec drżeć i płakać ze wzruszenia. Tak, i mnie to nie ominęło.
Prawda jest taka, że pewnie przed długi czas, może i już nigdy, nie sięgnę po żadną NA. Ale ta konkretna mnie zaczarowała – i dlatego musicie ją przeczytać. To zdecydowanie nie jest geniusz ani najlepsza książka na świecie i nigdy tego ode mnie nie usłyszycie. Ale usłyszycie coś, czego na pierwszych stronach z pewnością nie spodziewałam się wymówić – że strasznie chciałabym znaleźć swoje Morze Spokoju. I wy też zechcecie. Musicie tylko wybrać się do księgarni po książkę Katji Millay. Przeżyjecie masę poplątanych emocji, zwątpień w świat tęsknych marzeń, wzruszeń, irytacji i chorobliwego zaciekawienia. Ale przyrzekam, nie pożałujecie.


Moja ocena: 8/10

PS. Dwusetny post ♥

16 komentarzy:

  1. Świetna książka - czytałam i byłam zachwycona :) Choć tak jak ty - na początku jakoś nie mogłam polubić książki xD

    OdpowiedzUsuń
  2. YHM, YHM (cytując Umbridge, bo właśnie jestem na 622 stronie Zakonu), jesteś absolutnie pewna, że nic YA nie czytałaś? Hm? Bo gdzieś na jakimś blogu czytałam, że z której strony by nie patrzeć GNW należy do tego gatunku...
    Morze spokoju przeczytam za jakieś 3 tygodnie, czyli jak zareklamuję swój czytnik (cholerstwo, które okazało się popsute, ale to cholernie skomplikowane i wciąż jestem cholernie... zdenerwowana ). Mam nadzieję, że spodoba mi się tak jak Tobie. :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam - naprawdę niesamowita historia!
    Ale u mnie najbardziej przeważyło ostatnie słowo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem bardzo ciekawa tej książki, więc kiedyś po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. LUDZIE, jeśli ONA poleca TAKI gatunek książki, to musi być, cholera, zajebista! (przepraszam za wulgaryzm) ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Zbieram właśnie kasę i nie mogę się doczekać! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A jak ktoś jest duch niespokojny i szlag go trafi zanim dotrze do tejj fajnej części? :O
    Pisanie książek takie trudne, cholera.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dostałam tę książkę od taty za wygranie jakiegoś konkursu, muszę wreszcie ją przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Książka jest naprawdę dobra :D
    Bardzo miło wspominam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Niestety książki NA jakoś nie bardzo mnie przekonują. Jestem na to za stara.

    OdpowiedzUsuń
  11. Chętnie kiedyś się nad nią zastanowię :)
    Pozdrawiam,
    Natalia :)

    OdpowiedzUsuń
  12. No jak to już nie sięgniesz po NA? Czytaj Hopeless i nie marudź!

    OdpowiedzUsuń
  13. Przechodziłam obok niej niezliczoną ilość razy, ale nigdy nawet nie przeczytałam o czym jest. Brzmi obłędnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytałam i w gruncie rzeczy mi się podobało, choć nie płakałam ani też nie drżałam ze wzruszenia.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Koniecznie muszę przeczytać ; )

    OdpowiedzUsuń
  16. Kuzynka już mi obiecała, że ją pożyczy w niedługim czasie, więc po Twojej recenzji tym bardziej nie mogę się doczekać emocji, o których wszyscy mówią, recenzując tę pozycję :)

    OdpowiedzUsuń