Mam wrażenie, że im świat jest starszy, tym bardziej ludzie samotni. Czyli nieszczęśliwi i często słabi. A to oznacza podatność na nałogi... czyli coś o czym nie czyta się lekko, a jeszcze trudniej mówi. Mimo to, jednak warto znać temat. Moja pierwsza książka o uzależnieniach, "My, dzieci z dworca zoo", okazała się strzałem w dziesiątkę - i nie ukrywam, że podobnego poziomu oczekiwałam także od tej właśnie pozycji. Niestety, przeliczyłam się. Pocieszam się tylko myślą, iż po gorzkim rozczarowaniu lepiej "smakować" będzie następna przeczytana przeze mnie książka...
Jacek eksperymentuje z marihuaną. Jego rodzice nie zdają sobie z tego sprawy - jako ludzie sukcesu są zbyt zajęci pracą. Zdarza się jednak wypadek, po którym nic nie jest już takie, jak było... Rozsypany na kawałki nastolatek szuka pocieszenia w imprezach, a na jednej z nich poznaje zagadkową Kometę, która skrywa wiele, wiele tajemnic.
"Bo słowa nie mogą wyrazić pustki. Im jest ich więcej, tym bardziej kłamią."
Styl Anny Onichimowskiej nie przypadł mi do gustu. Krótkie, suche zdania; dialogi nienaturalne, wręcz sztuczne. Narracja prowadzona początkowo w trzeciej osobie; potem w pierwszej, ale wciąż nie z perspektywy "właściwego" ćpuna - a przecież tak nie powinno być w książce o narkotykach... zresztą, czego ja mogłam spodziewać się po autorce, która uzależniona nigdy nie była, jedynie rozmawiała z kimś takim. I to niestety widać - przede wszystkim przez bardzo małą ilość szczegółów (jak na przykład brak opisów głodu narkotycznego, no wiecie co!) - że pisał to ktoś postronny. Ta historia jest wyprana z jakichkolwiek emocji, nut dramatyzmu... Nie brakuje jej wiarygodności, a - paradoksalnie - realizmu. Prezentuje się po prostu jak wzorcowa lektura szkolna. Przecież to właśnie tam mówi się o tym w tak suchy i nie wzbudzający żadnych odczuć sposób.
"Nie tak miało być - mamroczę. Nigdy tak nie jest - oznajmia Kometa."
Sympatii nie wzbudziła we mnie też schematyczna do bólu sytuacja rodzinna Jacka. Autorka na pierwszej stronie zapewnia, że akurat ten aspekt jest w pełni wymyślony przez nią, gdyż jej rozmówca starannie omijał temat. No cóż, bujnej wyobraźni najwidoczniej niestety nie posiada. Nie spodobała mi się również dwuwymiarowość bohaterów. Są płascy i papierowi. Wydaje mi się, iż Onichimowska chciała przedstawić jako bardziej złożonych aniżeli są naprawdę - i wyszło to trochę groteskowo. Przykład? Powiedzmy, że ktoś ma czarną przeszłość, która w zamierzeniu miała go ukształtować takim, jakim jest w chwili obecnej. W rzeczywistości wcale nie widać po nim owej przeszłości - i nie, to bynajmniej nie są pozory skrywające prawdę.
"Po co wam tyle obcych języków, jeśli nie umiecie porozumieć się swoim własnym"
"Hera moja miłość" rozczarowała mnie. Miałam nadzieję na historię, która wstrząśnie mną do głębi, jak było to w przypadku "My, dzieci z dworca zoo". Otrzymałam niedopracowaną i chyba niezbyt przemyślaną pozycję, która nie przekonała mnie. I powiedzcie, jak ja mam przełamać się do poznawania nowych, nieznanych mi polskich autorów?
Książkę muszę niestety odradzić... Jeśli macie ochotę na historię o narkomanach, polecam jakąś z prawdziwego zdarzenia.
Moja ocena: 3/10
Wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu!: 0,9 cm
A tak wiele się nasłuchałam o tej książce. Suche zdania kojarzą mi się z historią opowiedzianą komuś naprędce.
OdpowiedzUsuńCzytałam dosyć dawno temu. Ciężko nie zgodzić się z Twoją recenzją, ale wydaje mi się, że ja wtedy byłam trochę bardziej zadowolona z lektury niż Ty ;)
OdpowiedzUsuńNie mam zamiaru czytać tej książki. W ogóle nie przepadam za powieściami tego typu (czyli o narkotykach itp.). Widzę, że jest to słaba lektura, więc chyba nie pożałuję, jeśli jej nie przeczytam. :-P
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam "Hera, moja miłość" i muszę przyznać, że rzuciłaś nowe światło na tę pozycję. Czytając ją nie miałam przede wszystkim porównania do innych książek, poruszających ten temat. Więc chyba nic dziwnego, że trochę wyżej ją oceniłam niż Ty. Powiem ci, że jak czytałam Twoją recenzję i powoli przypominałam sobie treść "Hery..." to powracają tylko emocje, które mną wtedy władały. (Wywołane jedną, smutną sceną, powinnaś wiedzieć, o którą mi chodzi).
OdpowiedzUsuńJa ostatnio natrafiłam na książkę, w której również porusza się temat narkotyków i jest zdecydowanie lepsza od "Hery..." jednakże jest to publikacja polskiego autora (dla Ciebie niestety). Mówię tu o "Kalejdoskopie" Piotra Szymonowicza (Niedługo powinna ukazać się na moim blogu jej recenzja, więc trochę ją przybliżę :)).
Pozdrawiam ciepło!
D.
Chciałam ją kiedyś przeczytać, lecz tego nie zrobiłam i raczej nie zrobię.
OdpowiedzUsuńczytałam tę książkę i nie wzbudziła we mnie większych emocji, a kolejnej książki tej autorki o takiej tematyce nawet nie doczytałam do końca. Planuję za to już od dawna przeczytać "My, dzieci z dworca zoo".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hm, zdziwiłam się czytając tę recenzję i to bardzo. Gdziekolwiek bym nie weszła na "polecane książki" to ta pozycja pojawiała się nie raz i nie dwa. A tu proszę, jak słabo ją oceniłaś. :) Dobrze że wpadłam na tę recenzję, nie lubię czytać książek suchych i nie wzbudzających emocji. Tak więc mimo iż miałam ją w planach, to sobie raczej podaruję. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Szkoda, że książka nie do końca dopracowana. 'Dzieci z dworca zoo' koniecznie musze przeczytac.
OdpowiedzUsuńChyba już wyrosłam z takich książek, nie przeczytam jej zatem, tym bardziej, że ją odradzasz. A książka z prawdziwego zdarzenia o takiej tematyce to na pewno "My, dzieci z dworca zoo", którą kocham ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Czytałam parę książek o tej tematyce i My dzieci była jednak najlepsza! Dlatego ta sobie podaruję :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tą książkę parę lat temu i wtedy miałam bardzo dobre zdanie o niej. Mile wspominam zarówno ta jak i następne części.
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam sto lat temu, ale pamiętam, że mi się podobała. Do dziś mam do niej sentyment, choć przypuszczam, że już teraz nie byłabym nią tak mocno zachwycona :P
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak słabo, ponieważ lubię książki o owej tematyce, a "Hera moja miłość" widziałam w bibliotece i zastanawiałam się nad wypożyczeniem :) No ale trudno. Poszukam czegoś ciekawszego.
OdpowiedzUsuńOd niedawna jestem zafascynowana tematem uzależnień, oczywiście tylko na płaszczyźnie literackiej. Myślałam, że ta książka okaże się jedną z tych ciekawszych, jednak po twojej recenzji nie będę się za nią rozglądać. Widzę, że w komentarzach wszyscy piszą o "My, dzieci z dworca zoo" - moja przyjaciółka ma na półce i muszę jak najszybciej to nadrobić :)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę i dwa kolejne tomy, ale czytałam tak dawno, że już nawet nie pamiętam co w nich było. Znaczy w dwóch pierwszych, bo trzecią dopiero przeczytam.
OdpowiedzUsuńA ja byłam tę książką wstrząśnięta do głębi i chyba bardziej zapadła mi w pamięć, niż "My dzieci..." Może ze względu na wiek... Muszę ją odświeżyć, bo czytałam ponad dziesięć lat wstecz.
OdpowiedzUsuńWidać zdania są podzielone...Sama nie wiem, czy przeczytać...Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKiedyś, dawno, dawno temu wypożyczyłam ją z biblioteki, ale niedługo potem oddałam nieskończoną, bo nie spodobała mi się. Ja nie mogłam przebrnąć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jakoś nie ciągnie mnie do niej ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam tej książki, ale być może kiedyś przeczytam. Widziałam ją kiedyś w promocji w księgarni, ale o niej kompletnie zapomniałam. W sumie dobrze, że mi o niej przypomniałaś.
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam na:
http://our-kingdom-of-books.blogspot.com/
jakoś książka mnie nie kusi - nie moja tematyka :)
OdpowiedzUsuń