Po przeczytaniu pierwszej w Polsce powieści Johna Greena - "Gwiazd naszych wina" - odczuwałam zadowolenie z zapoznania się z lekturą, ale niestety nic ponadto... Żadnych łez, wzruszeń mało. Książka niespecjalnie do mnie przemówiła, choć niewątpliwie mimo wszystko wyróżniała się z tłumu. Większość blogerów oceniła "Papierowe miasta" jako bardzo dobre, ale nie dorównujące geniuszowi "Gwiazd...". Ja, nie bez satysfakcji, stwierdzam: nie zgadzam się. A wśród wielu pytań, jakie pozostawia po sobie ta historia, zdecydowanie potrafię wyróżnić jedno "jak ja mam napisać recenzję?".
"Jakże łatwo można dać się zwieść, wierząc, że człowiek jest czymś więcej niż tylko człowiekiem."
Quentin jest zakochany w Margo odkąd pamięta. Jednakże ona porzuciła przyjaciela z dzieciństwa, by z biegiem lat coraz bardziej się od niego oddalać. Aż do pewnej majowej nocy, kiedy podchodząc w stroju nindży pod okno nastolatka, oznajmiła mu, iż jest jej potrzebny do zrealizowania Jedenastu Części jej Wielkiego Planu. A następnego dnia znika bez śladu. Q odkrywa, że dziewczyna pozostawiła mu wskazówki, jak ją odnaleźć. Chłopak rozpoczyna poszukiwania ukochanej.
"Chodzi mi o to, że w którymś momencie będziesz musiał przestać wpatrywać się w niebo, bo inaczej pewnego dnia spojrzysz z powrotem w dół i zorientujesz się, że ty także uleciałeś gdzieś w przestworza."
Greena czyta się przyjemnie i lekko - to nie jest żadna tajemnica. Chyba nie ma potrzeby pisać o jego piórze, bo większość blogerów ma "Gwiazd naszych wina" już dawno za sobą... pod tym względem historie nie różnią się od siebie. W obu przypadkach narracja jest prowadzona idealnie: zrozumiale, przystępnie dla młodzieży, z poczuciem humoru i plastycznymi opisami (co dawało wrażenie, jakbym to ja wraz z dwójką głównych bohaterów realizowała kolejno te Jedenaście Części). Słowem: rewelacyjnie.
Wspomniany humor zasługuje jednak na trochę dłuższą chwilę uwagi - nie skłamię mówiąc, że z tak zabawną książką się jeszcze nie spotkałam. Ja dosłownie wyłam ze śmiechu, niemal płakałam! Było to dla mnie niemałym, ale pozytywnym zaskoczeniem: pod pewnymi względami poważna wręcz książka, wypełniona po brzegi dowcipami. Tłumaczka, Renata Biniek, zostałaby skrzywdzona, gdybym teraz o niej nie wspomniała. Niejedna świetna książka okazała się w Polsce zupełnym fiaskiem, a wszystko z winy kiepskiego tłumacza. Biniek wykazuje się doskonałą znajomością zwrotów młodzieżowych, których faktycznie się używa - nie takich typu "ale siara", bo ich używa tylko Daria.
"Miasto było z papieru, ale nie wspomnienia."
Green po raz kolejny daje dowód na swoją umiejętność obserwowania ludzi - świadczą o tym nakreślone przez niego postacie. Dopracowane, przemyślane, żywe i - w przeciwieństwie do "Miast" - wcale nie papierowe. Q cechował się poczuciem humoru, inteligencją, wrażliwością, ale nie był też pozbawiony męskości. Margo z kolei przedstawiała się jako osoba gwałtowna, szalona i wybuchowa, pełna zwariowanych pomysłów - ale również wrażliwa, skryta. Obie postacie są specyficzne i nieszablonowe. Złożoność ich charakterów, ich wszystkie emocje oraz lęki byłaby świetnym pretekstem do wręczenia medalu autorowi. Jestem pod wielkim wrażeniem.
Sympatią obdarzyłam także Bena, przyjaciela Quentina. Jako postać raczej epizodyczna, niewiele wnosił do właściwej fabuły, ale odgrywał za to niebagatelną rolę przy wprawianiu mnie w szampański humor - to on był głównym sprawcą moich stałych wybuchów śmiechu.
"Odchodzenie jest przyjemne i czyste, tylko kiedy zostawia się za sobą coś ważnego, coś, co miało dla nas znaczenie. Kiedy wyrywa się życie razem z korzeniami. Ale tego nie da się zrobić, dopóki nasze życie nie zapuści korzeni."
Teraz może wyjaśnię kwestię, dlaczego to tę właśnie historię, na pierwszy rzut oka o wiele mniej ambitną aniżeli "Gwiazd naszych wina", uważam za po stokroć lepszą. Chodzi mi przede wszystkim o to, iż "Gwiazd naszych wina" - według mnie - wcale nie porusza Bóg wie jak oryginalnych tematów (choć niewątpliwie ważnych), a jej pozorna głębia po bliższym przyjrzeniu okazuje się zwykłą kałużą. Kałużą łez. Bo to historia po prostu niezwykle smutna, a nie głęboka. Prawdziwie głęboka - choć może lepszym słowem będzie 'bezkresna' - jest właśnie "Papierowe miasta". Już sam tytuł (zdecydowanie niesztampowy) zastanawia. A jest tylko nietuzinkową przykrywką historii niezwykłej, chociaż pozornie nic nie znaczącej. Poruszającej naprawdę ważne tematy, skłaniającej do długich refleksji o życiu i przyglądaniu się mu; jego sensie; o naszych wyborach.
Stosunkowo częste niejasności z biegiem czasu nabierały sensu, by pomóc przesłaniu książki znaleźć drogę prosto do mojego serca.
Dodatkowo "Papierowe miasta" zapoznaje nas z godną uwagi poezją, za której lekturę mam zamiar zabrać się niezwłocznie.
"Świat pęka w szwach od ludzi, a każdego z nich możemy sobie wyobrazić, tylko że nieodmiennie tworzymy sobie o nich niewłaściwe wyobrażenia."
Ta recenzja wydaje mi się zbyt trywialna. Wciąż nie oddałam tego, co czuje po lekturze "Papierowych miast:, ani rozmiaru mojego kaca książkowego (podpowiem: jak stąd do wieczności). Ale chyba nic już nie wskóram; nie dam rady. Powiem więc tylko, że nazwa mojego bloga nabrała nowego znaczenia... a do jego zrozumienia niezbędne jest zapoznanie się z "Papierowymi miastami". Gorąco, gorąco do niego zachęcam.
Moja ocena: 10/10
Wyzwania:
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu!: 2,8 cm
P.S. Setny post! <3
Tak,John Green umie zrobić na czytelniku wrażenie
OdpowiedzUsuńJaki SIAROWY post! pff, w ogóle wielka SIARA, że o mnie wspominasz. SIARĄ też jest to, że nie dasz w spokoju mi twojej recki przeczytać, bo ciągle mi na fb piszesz i ten SIAROWATY dźwięk, który informuje, że dostałam wiadomość mnie już zaczyna irytować!
OdpowiedzUsuńCo do książki (z SIARĄ i bólem serca) muszę oznajmić, że mam takie same odczucia.
P.S. Używam zwrotu ALE SIARA i jestem z tego dumna!
ahahahahahhahaahahahahahahah xd
UsuńMusze ci powiedzieć, że baaarzdo się wysiliłaś z odpowiedzią. Czytałam ją aż dziesięć minut, by zrozumieć jej jakże głęboki przekaz! Dziewczyno, przyhamuj z tymi filozoficznymi odpowiedziami, bo ja nie wyrobię xd
UsuńP.S. Wieczna SIARA z ciebie!
zatkało mnie normalnie, nie spodziewałam się że potrafisz powiedzieć coś naprawdę śmiesznego a nie tylko suszyć jak na saharze xd
Usuńchyba z ciebie ;p
ps. co my robimy ;D
Ja suszę? Proszę cię, ja jestem mistrzunio żartu!
UsuńNie wiem, co ty robisz, ale ja właśnie zamierzam wypić herbatę ;p
Również słyszałam o tym że ta książka nie dorównuje "Gwiazd naszych wina". Zastanawiałam się jak w takim razie zadziała na Ciebie (bo nie mogłam jeszcze myśleć o sobie gdyż nie czytałam jeszcze GNW). I tak sobie pomyślałam o Tobie bo mi się wyróżniłaś, w końcu wszyscy byli ZACHWYCENI i poruszeni książką a Tobie się podobała niby po prostu. :) I tutaj takie zaskoczenie, bo nie sądziłam ze tak Ci się spodoba. Aż muszę sama sprawdzić czy książki pana Greena wywrą na mnie wrażenie jak na większości czy tak jak np na Tobie. :))
OdpowiedzUsuńBardzo, ale to bardzo chciałabym przeczytać, a Ty jeszcze wzmagasz to uczucie. Autor jest tak wychwalany, że muszę się w końcu przekonać na własnej skórze o jego geniuszu.
OdpowiedzUsuńGNW uwielbiam i nie mogę sb wyobrazić, że papierowe miasta są lepsze. Muszę przeczytać i przekonać się na własnej skórze :)
OdpowiedzUsuńKiedyś ją na pewno przeczytam, jak tylko wpadnie mi w ręce.
OdpowiedzUsuńZnam to uczucie, jak pewnie większość znas. No bo jak napisać recenzje genialnej ksiazki? Jakich użyć słow i jak wyrazić nasze emocje? Mi teraz przyszło recenzować 'Ostatnią spowiedź' czyli jedną z takich książek o których łatwo się nie zapomina. Co do książki to na pewno przeczytam, bo w planach mam 'Gwiazdy naszych win'.
OdpowiedzUsuńMusze koniecznie zapoznać się z twórczością tego autora. Mam wrażenie, że wszyscy już poznali książki Johna Greena i tylko ja pozostałam :P
OdpowiedzUsuńJak już Ci mówiłam - zgadzam się z Tobą w stu procentach:D
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam. :) Oczywiście jak ogarnę wszystkie pilniejsze... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
D.
A ja właśnie nie mogłam się zdecydować co dodać do koszyka w księgarni internetowej - Papierowe Miasta czy Szeptem. I teraz już wiem :) Dzięki za świetną recenzję, którą się na prawdę przyjemnie czytało :)
OdpowiedzUsuńJak mogłaś? Jak mogłaś? P pierwsze przeczytałaś książkę, o której zakupie wręcz marzę, ale jakoś nie mam okazji, a po drugie, taka recenzja. No to teraz jak tu nie przeczytać. Mam nadzieję, że nasze wrażenia z ta powieścią sie pokryją, bo jednak z "GNW" było trochę inaczej. Teraz, gdy pojadę tylko do Radomia, zachęczam o empik... :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
"Gwiazd naszych wina" czytałam, podobało mi się, nawet bardzo... A Twoja recenzja (wg mnie świetna ;)) sprawiła, że mam ogromną ochotę na przeczytanie "Papierowych miast".
OdpowiedzUsuńJuż od dawna mam ją w planach ; )
OdpowiedzUsuńCholercia no, znowu zaległości i to w dobrych lekturach. Oj niedobrze, niedobrze, trzeba nadrobić, bo widzę, że warto ;) Niesamowicie przyjemnie czyta się recenzje przepełnione emocjami, w których od razu widać, że dana książka poruszyła czytelnika :) Super!
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Green'a ale mam nadzieję iż niedługo mi się uda i "papierowe miasta" wpadną w moje ręce.
OdpowiedzUsuńKocham tę książkę <3
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnej powieści tego autora - „Szukając Alaski”. :)
TA KSIĄŻKA JEST CUDOWNA! <3 Całkowicie się zgadzam z Twoją recenzją, szczególnie z tym o poczuciu humoru :D +Ben był świetny :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;3
"Papierowe miasta" dostały wyższą ocenę od "GNW"?! Szok... :D Koniecznie muszę przeczytać obie te książki. :)
OdpowiedzUsuń